Czwartek przyniósł kolejną odsłonę starcia inwestorzy kontra decydenci. Obawy o powrót recesji po obu stronach Atlantyku w połączeniu z utratą nadziei przez inwestorów, że politycy i banki centralne Europy i Stanów Zjednoczonych mogą uczynić coś, co wpłynie na polepszenie perspektyw na przyszłość, przyniosły gwałtowne spadki na giełdach akcji oraz silną przecenę walut rynków wschodzących i surowców.
Wczoraj panika rządziła wśród inwestorów, dając jasny przekaz dla światowych liderów: uciekamy od ryzyka, bo nie pokazaliście, że jesteście w stanie opanować sytuację. Jednak poczynania inwestorów ponownie spotkały się tylko ze słowną odpowiedzią. Ministrowie finansów i szefowie banków centralnych grupy G20 zobowiązali się w czwartek, że powstrzymają destabilizację światowego systemu finansowego przez europejski kryzys zadłużenia. Takich deklaracji rynek nasłuchał się już wiele w ostatnich tygodniach, toteż nie powstrzymało to silnych spadków na giełdach w czwartek, choć już na rynku walutowym mocno przecenione euro zaczęło odbijać od wczorajszych minimów.
W oświadczeniu G20 zasygnalizowano również, że członkowie bloku podejmą akcje w celu uelastycznienia EFSF i zmaksymalizowania jego wpływu na opanowanie sytuacji w Europie, a ma to mieć miejsce na następnym spotkaniu G20 w przyszłym miesiącu. Nie podano żadnych szczegółów odnośnie zmian w Europejskim Funduszu Stabilności Finansowej, ale mówi się, że może się to wiązać ze zwiększeniem funduszu ponad obecne 440 mld euro. Rozszerzenie arsenału EFSF będzie jednak trudne do przeprowadzenia, gdyż już wcześniej część państw ze strefy euro zgłaszało swój sprzeciw odnośnie przeznaczania większej ilości pieniędzy na ratowanie zadłużonych sąsiadów. Podwojenie, czy nawet potrojenie funduszu z pewnością uspokoiłoby inwestorów, pokazując, że Europa ma poduszkę bezpieczeństwa na wypadek problemów płynnościowych europejskich banków oraz państw. I choć wcale nie musiałoby dojść do wykorzystania środków (które de facto na początku są tylko gwarancjami, na podstawie których EFSF udziela pożyczek), to jednak mantra obywateli państw z północy Europy, iż przywódcy ryzykują ich pieniędzmi na pomoc nieodpowiedzialnym państwo z południa, związuje niejako ręce rządom, które po tego typu narzędzia sięgną tylko w ostateczności. Rynki finansowe próbują jednak „wytłumaczyć” politykom, że ten czas być może już nadszedł.
Kolejny dzień paniki przynosi presję na rynkach wschodzących, doprowadzając do kontynuacji deprecjacji złotego. Polska waluta osłabiła się do euro w okolice 4,50 i kurs EUR/PLN nie był tak wysoko od czerwca 2009 r. O nienaturalnej sytuacji na rynku złotego wypowiadał się wczoraj prezes NBP Marek Belka. Stwierdził, że złoty oderwał się od zdrowych fundamentów polskiej gospodarki, a słabość waluty niekorzystnie wpływa na inflację. Jego zdaniem podwyższona zmienność kursu zmniejsza zdolność prognostyczną i zwiększa niepewność podmiotów gospodarczych dotyczących przyszłości, osłabiając potencjał wzrostowy gospodarki. Na interwencję NBP, albo BGK nie ma co jednak liczyć i odwrócenie trendu na złotym może przyjść tylko i wyłącznie z uspokojenia sytuacji na rynkach zewnętrznych. To powinno mieć miejsce już w przyszłym tygodniu, kiedy będą zapadać kluczowe decyzję odnośnie pomocy dla Grecji i zmian w EFSF. W weekend odbędzie się też spotkanie finansowych decydentów z całego świata organizowane przez MFW i Bank Światowy, które może przynieść nowe ustalenia dla poprawy sytuacji na rynkach finansowych.
Źródło: Dom Maklerski AFS