Miniony tydzień przyniósł potężną przecenę na rynku surowców. Najważniejsze dla gospodarki materiały staniały średnio o 10 procent. Czy to okazja, by włączyć te aktywa do portfela?
Choć zeszłotygodniowe spadki dotknęły całego sektora surowców, najsilniej taniały metale szlachetne oraz ropa naftowa. Srebro, które na początku tygodnia było jeszcze blisko rekordu wszech czasów, staniało o 27 procent siejąc popłoch nie tylko na rynku metali szlachetnych. Ropa naftowa WTI odnotowała 15-procentowy spadek schodząc poniżej poziomu 100 dolarów za baryłkę (pierwszy raz od rozpoczęcia operacji NATO w Libii).
Złoto – ustanowiwszy w poniedziałek rekord na poziomie 1577 dolarów za uncję – osunęło się poniżej 1500 dolarów, tracąc przy tym jednak niewiele, bo jedynie 4,5 proc. Silniej zniżkowała miedź, która przebiła poziom 4 dolarów za funt spadając łącznie w ciągu tygodnia o 9 procent.
Dolar i słabe dane
Wszystkie te ruchy cen miały dwie wspólne przyczyny. Pierwszą była seria słabych danych ze światowej gospodarki. Niespodziewany wzrost bezrobocia w Stanach Zjednoczonych, spadek zamówień w przemyśle w Niemczech oraz podwyżki stóp procentowych w Indiach zasiały ziarno wątpliwości czy wysokie tempo globalnego wzrostu gospodarczego da się utrzymać.
Drugą przyczyną spadków na rynkach surowcowych jest gwałtowne umocnienie dolara. Amerykańska waluta spadła z najwyższego w tym roku poziomu 1,49 dolara za euro do 1,43. Ponieważ ceny wszystkich towarów na giełdach kwotowane są w dolarach, trwająca (od ogłoszenia przez FED drugiej rundy polityki ilościowego łagodzenia) słabość najważniejszej światowej waluty, była ważnym czynnikiem popychającym surowce do góry. Przerwanie marszu dolara w dół owocuje tym, że znika jeden z głównych argumentów za zajmowaniem pozycji długich.
Sygnałem do zakończenia spadków amerykańskiej waluty była wypowiedź szefa Europejskiego Banku Centralnego. Alarm inflacyjny ogłoszony po poprzednim posiedzeniu Rady Prezesów został na jakiś czas odwołany, co oznacza mniejsze niż się spodziewano tempo zaostrzania polityki monetarnej w strefie euro.
Europejskiej walucie nie pomogły też informacje o sfinalizowaniu negocjacji w sprawie pomocy dla Portugalii. Warunki udzielenia wsparcia, podobnie jak w przypadku dwóch pozostałych krajów, są bardzo surowe i prognozuje się, że Portugalia jeszcze przez najbliższe dwa lata będzie w recesji. Podobnie zapowiadał się plan pomocy i reform, przygotowany rok temu dla Grecji, który nie bardzo się jak na razie powiódł. Sama Grecja też była źródłem kłopotów dla europejskiej waluty za sprawą kaczki dziennikarskiej wypuszczonej przez Der Spiegel, który napisał, że przygotowywane są plany powrotu do drahmy.
Srebrna panika
Spektakularny spadek cen srebra ma jednak związek nie tylko z umocnieniem się dolara. Za utratą ponad jednej czwartej wartości „złota biedaków” stoi cała spekulacyjna historia, w której pierwsze skrzypce zagrali inwestorzy indywidualni. Od sierpnia zeszłego roku aż do początku minionego tygodnia srebro zdrożało o 165 procent bijąc na głowę „skromny” 26-procentowy wzrost ceny złota. Olbrzymi napływ środków do funduszy ETF oraz masowe zakupy srebrnych sztab i monet na płytkim rynku srebra musiały doprowadzić do takich wzrostów.
Co ciekawe, na sam koniec miały one miejsce bez udziału wykwalifikowanych inwestorów. Liczba otwartych pozycji na kontraktach na srebro 15 lutego wynosiła 41 tysięcy, a do 3 maja spadła do 23 tysięcy. Oznacza to, że zarządzający funduszami zmniejszali swoje zaangażowanie na tym rynku. W tym czasie cena poszybowała z 30 do prawie 50 dolarów za uncję.
Działo się to w atmosferze strachu, że srebra (fizycznego) dla inwestorów zabraknie, media donosiły o rzekomych manipulacjach na tym rynku zmierzających do ukrycia, że srebra jest znacznie mniej, niż się rzeczywiście mówi lub, że jego podaż jest na ukończeniu. Tymczasem wydobycie tego metalu ma się bardzo dobrze, a łączna podaż systematycznie rośnie już od co najmniej 20 lat.
Impulsem do przebicia narastającej bańki było zwiększenie depozytów zabezpieczających na kontraktach w związku z obawą władz giełdy w Chicago, że tak duże wzrosty doprowadzą wkrótce do zwiększonej zmienności. Po wejściu w życie nowych regulacji w poniedziałek, gdy otworzyły się rynki w Azji, srebro staniało o 12 procent w ciągu pierwszych 11 minut handlu.
Ten fakt wywołał panikę na rynku, wymuszając konieczność dalszego zwiększania wymaganych od inwestorów marginesów bezpieczeństwa. Ruszyła paniczna wyprzedaż, która najprawdopodobniej wcale jeszcze się nie zakończyła, gdyż doprowadzenie kruszcu do bardziej racjonalnych poziomów cen, rzędu 25 dolarów za uncję, ciągle nie nastąpiło. Nie namawiałbym więc jeszcze do zakupów „taniego” srebra.
Fundamenty wciąż mocne
W przypadku innych surowców tak silne spadki przy braku zmian w fundamentach (polityka monetarna Fed oraz globalny wzrost gospodarczy cały czas będą sprzyjać surowcom) skłaniają jednak do poczynienia przemyślanych zakupów. Pierwsza na myśl przychodzi ropa naftowa, która cały czas narażona jest przecież na skokowe wzrosty cen związane z sytuacją w Afryce i na Bliskim Wschodzie.
Jednak poziom 100 dolarów za baryłkę jest cały czas sporym wyzwaniem dla światowej gospodarki. Spadki nastąpiły zaś z wysokich poziomów wyśrubowanych wcześniej przez inwestorów zachęconych poprawiającym się klimatem wokół najważniejszego globalnego surowca. Premia za ryzyko związana z konfliktem zbrojnym może się zaś okazać zjawiskiem przejściowym – wyposażeni w pieniądze Kadaffiego i broń z Włoch rebelianci mogą zakończyć walki szybciej niż się to do tej pory wydawało, co przełoży się na wzrost libijskiego wydobycia. Z zakupami czarnego złota poczekałbym aż cena spadnie jeszcze o około 10 dolarów.
Dla inwestorów lubiących odrobinę ryzyka atrakcyjnym pomysłem może być złoto. Żółty metal został przeceniony w niewielkim stopniu, co świadczy cały czas o dużym sentymencie inwestorów do tego kruszcu. Wprawdzie plotka głosi, że swoje złote i srebrne aktywa spieniężył George Soros, jednak wyraźnie pozytywnym czynnikiem jest brak odpływów środków z ETF-ów w trakcie srebrnej paniki. Eskalacja napięć w strefie euro na tle greckim oraz najniższe od listopada realne stopy procentowe w USA powinny co najmniej pozwolić powrócić złotu w pobliże rekordów.
Warto zainteresować się też palladem i platyną. Kilkuprocentowa przecena tych metali nie stanowi może sama w sobie jakiejś szczególnej okazji, jednak mogą one skorzystać na słabości srebra. Metale z grupy platyny przejmą najprawdopodobniej zainteresowanie inwestorów pozytywnie nastawionych do kruszców, które przede wszystkim się zużywa, a nie tylko gromadzi. Należy też zauważyć, że w przeciwieństwie do złota i srebra historyczne rekordy palladu i platyny są cały czas dość odległe.
Źródło: Wealth Solutions