Znany operator telefonii komórkowej zaatakował rynek usług finansowych za oceanem. Proponuje podstawowy rachunek z kartą przedpłaconą i aplikacją mobilną. Na pierwszy rzut oka to oferta dla nieubankowionych i „niedobankowionych” (underbanked). To prawdopodobnie jednak dopiero początek ofensywy.
T-Mobile wzoruje się na tzw. neobankach, które pojawiły się stosunkowo niedawno w USA. Tym mianem ochrzczono instytucje, które proponują uproszczone i tanie pakiety produktów odbiegające od okrzepłego standardu podstawowego rachunku bankowego (checking account). Nie wydają m.in. czeków, a w zamian proponują karty debetowe lub przedpłacone. Przykładami mogą być pakiety Blue Bird (owoc współpracy American Express i Wal-mart), wirtualne banki Moven i Simple, a także przedsięwzięcie GoBank.
Pod nazwą „Mobile Money” T-Mobile proponuje przedpłaconą kartę Visa, dostęp do sieci darmowych bankomatów, brak opłat miesięcznych, brak wymogów dotyczących minimalnego salda oraz brak overdraftu (i związanych z nim opłat). Klienci korzystający z pakietu będą mogli przelewać na rachunek wynagrodzenie (direct deposit), opłacać rachunki i deponować czeki (w tym za pomocą aplikacji mobilnej i mechanizmu opierającego się na fotografowaniu dokumentu – remote deposit capture). Rachunek będzie można także zasilać w placówkach T-Mobile oraz w sklepach oferujących usługę MoneyPak i Visa ReadyLink.
Oferta, mimo zachęcających pozorów, nie jest pozbawiona wad. Zdeponowanie czeku z wypłatą od pracodawcy lub wystawionego przez podmiot publiczny wiąże się z 1-procentową opłatą. Pozostałe czeki (np. z prywatnego wystawienia) obciążone są 4-procentową prowizją. Jeśli klient nie jest jednocześnie abonentem T-Mobile, to lista opłat jest nieco dłuższa.
Operatorzy? Nie widzę zagrożenia
Amerykańscy komentatorzy zwracają uwagę, że T-Mobile nie jest debiutantem w świecie usług finansowych. Na tamtejszym rynku wsławił się m.in. finansowaniem zakupu telefonów, efektywnie oddzielając sprzedaż usług telekomunikacyjnych od sprzedaży urządzeń. Ma zatem doświadczenie z udzielaniem „pożyczek” osobom fizycznym.
Firma ma dziś sporą bazę klientów – 46 mln abonentów. Dla porównania, Bank of America obsługuje 55 mln osób. Usługi finansowe w ofercie telekomu mają za zadanie przede wszystkim wzmocnić lojalność klienteli, nie muszą być w krótkim okresie dochodowe. Powiedział o tym wprost Andrew Sherrard, odpowiadający za marketing T-Mobile w Stanach. Dlatego oferta, w której mocno podkreśla się atut niskich kosztów (w opozycji do „banków-zdzierców”), faktycznie dyskryminuje nie-abonentów. Jeśli chce się mieć niemal darmowy pakiet, trzeba wstąpić w szeregi klientów T-Mobile.
Bankowcy nie powinni lekceważyć ruchu operatora słynącego z agresywnych marketingowych zagrań. Firma pokazała już, że potrafi zdobywać klientów w innowacyjny sposób – np. proponując przechodzącym abonentom spłacenie kar za zerwanie umów u konkurentów. T-Mobile ma także wiele istotnych atutów – rozbudowaną sieć stacjonarnej dystrybucji w postaci 70 tysięcy punktów (więcej niż którykolwiek z tamtejszych banków), kompetencje technologiczne, dostęp do niezagospodarowanego rynku nieubankowionych Amerykanów.
Czy to faktycznie jest konkurencja?
Operator nie posiada licencji bankowej, dlatego musiał nawiązać współpracę z podmiotami mającymi odpowiednie zezwolenia. Wydawcą karty i „dostawcą” usług bankowych w formule white label jest The Bancorp – instytucja, która współpracuje także z Simple. Można zatem powiedzieć, że daleko jeszcze do rewolucji – telekom nie stał się bezpośrednim konkurentem banków, sprzedaje tylko ich usługi w innym opakowaniu.
Z podobną sytuacją będziemy mieli do czynienia na polskim rynku usług bankowych, gdzie T-Mobile również ma ambicję stania się znaczącym graczem. W grudniu telekom nawiązał strategiczny alians z Alior Bankiem, który będzie „producentem” usług oferowanych pod marką powiązaną z nazwą operatora.
Być może okaże się, że zagrożenie dla banków ze strony operatorów przybierze inną formę niż spodziewali się niegdyś niektórzy – telekomy nie przejmą bankowego detalicznego biznesu, ale staną się jego głównym klientem. Klientem, który jest jednocześnie sprawnym pośrednikiem, potrafiącym sprzedać usługi szybciej i efektywniej niż robili to dotąd bankowcy.