W Nordea Bank Polska nie mamy problemu z dostępem do tzw. długiego pieniądza. Nasza solidna baza kapitałowa pozwala nam rozwijać skrzydła na polskim rynku kredytów hipotecznych również obecnie. Zależy nam, by ten wypracowany przez ostatni rok udział w rynku utrzymać i wzmocnić – mówi Włodzimierz Kiciński, Prezes Zarządu Nordea Bank Polska S.A
Michał Macierzyński: Kryzys finansowy całkowicie zmienił układ sił na polskim rynku kredytów hipotecznych. Nieoczekiwanie staliście się jednym z liderów tego sektora, zajmując miejsce w pierwszej trójce banków udzielających najwięcej kredytów. W tym momencie rozpoczynacie jeszcze nową kampanię promującą kredyty hipoteczne. Z czego wynika taka aktywność na rynku kredytów mieszkaniowych?
Włodzimierz Kiciński, Prezes Zarządu Nordea Bank Polska S.A.: Podstawą naszej strategii rozwoju jest stabilna baza kapitałowa skandynawskiej Grupy Nordea. Racjonalne, nawet nieco konserwatywne podejście do zarządzania i oceny ryzyka przyniosło dobre rezultaty – nawet w szczytowych momentach kryzysu spółka macierzysta odnotowywała zysk. W 2008 roku Grupa Nordea osiągnęła zysk na poziomie 2,7 mld euro. Przełożyło to się także na naszą sytuację w Polsce. Część banków, których zagraniczne centrale odczuwały poważne turbulencje finansowe, nadal nie ma dostępu do finansowania i nie kredytuje nawet własnych klientów. My, w Nordea Bank Polska, problemu z dostępem do tzw. długiego pieniądza nie mamy – wykorzystujemy możliwość, jaką daje długookresowe refinansowanie kredytów także w innych walutach niż złoty. Nasza solidna baza kapitałowa pozwala nam rozwijać skrzydła na polskim rynku kredytów hipotecznych również obecnie. Zależy nam, by ten wypracowany przez ostatni rok udział w rynku utrzymać i wzmocnić.
M.M.: Czy oznacza to, że klient, który był mało wiarygodny dla innych banków, może liczyć na kredyt w Nordea Bank Polska ?
W.K.: Pogorszenie sytuacji gospodarczej znacząco podnosi prawdopodobieństwo trudności w spłacie kredytów. Skutkuje to także zmianą polityki kredytowej banków i bardziej ostrożnym podejściem do oceny ryzyka, a więc i możliwości finansowych potencjalnego klienta. W tej kwestii Bank Nordea nie różni się od konkurencji. Czym innym jest jednak odsyłanie klienta z przysłowiowym kwitkiem z powodu ogólnego zaostrzenia czy wręcz zamrożenia akcji kredytowej, których źródłem jest np. sytuacja całej grupy finansowej w czasie kryzysu. Wtedy warto pójść do banku, który bezpiecznie przetrwał ostatnie zawirowania. Nordea stwarza takie możliwości klientom.
M.M.: Jakie jest główne przesłanie startującej właśnie kampanii?
W.K.: Przesłanie „Przyjazny kredyt mieszkaniowy z niskim oprocentowaniem”, które wykorzystamy w kampanii kredytu hipotecznego jest zgodne z założeniami, które towarzyszą nam w codziennych kontaktach z klientami. Nasze relacje budujemy opierając się na solidnych podstawach, zaufaniu, a także indywidualnym podejściu do potrzeb klientów – co jest szczególnie ważne w długim okresie.
Nowa kampania reklamowa banku Nordea
M.M.: Czy rozpoczynająca się kampania oznacza również zmiany w ofercie, czy wprowadzicie jakieś nowe promocje?
W.K.: Z wyprzedzeniem, bo już latem, wprowadziliśmy obniżkę marży o jeden punkt procentowy dla klientów, którzy korzystają także z innych usług i produktów banku Nordea. Oferta ta nie ma charakteru czasowej promocji, jest dostępna przez cały czas.
M.M.: Nowa kampania promuje zarówno kredyty w PLN, euro, jak i we franku szwajcarskim. Dotąd sztandarowym produktem Nordea Banku był kredyt we frankach. Czy to się zmieni?
W.K.: Obserwujemy większe zainteresowanie kredytami w euro, na co wpływ mają na pewno obecnie niskie stopy procentowe Europejskiego Banku Centralnego. Rośnie też udział kredytów złotowych – pod koniec września był on dwukrotnie wyższy niż pod koniec ubiegłego roku. Nadal jednak 70 proc. naszych klientów decyduje się na kredyt we frankach szwajcarskich.
M.M.: Nordea ma jeden z najniższych na rynku wskaźnik tzw. złych kredytów. Jak to się dzieje, że klienci Banku Nordea nie mają problemu ze spłacaniem kredytów, a z drugiej strony jak się zmienia suma bilansowa banku i jakie są plany pod tym względem na najbliższe lata?
W.K.: Rzeczywiście, wskaźnik tzw. kredytów zagrożonych oscyluje u nas wokół 1 proc. i jak pokazują ostatnie dane, jest to sytuacja wyjątkowa dla polskiego sektora bankowego. Średni współczynnik dla rynku przekracza 6 proc. Nie oznacza to jednak, że dzieje się to kosztem naszego zaangażowania, wręcz przeciwnie. W porównaniu do analogicznego okresu sprzed roku nasza suma bilansowa po I półroczu była o 48 proc. wyższa, co także potwierdza naszą dużą aktywność i najbardziej dynamiczny rozwój w całym sektorze bankowym.
M.M.: W waszej kampanii powraca motyw przyjaźni. Co to dla Was oznacza?
W.K.: Rzeczywiście, promując nasze kredyty hipoteczne, mówimy o przyjaznym oprocentowaniu, przyjaznym banku i zaufaniu. W przeciwieństwie do innych pojęć, przyjaźń nie jest czymś wieloznacznym, dla każdego czymś innym. Wszyscy oczekują od swoich przyjaciół tego samego: wsparcia w trudnych czasach, stałości, przewidywalności wspólnych relacji. Wydaje mi się, że właśnie ostatnie kilka miesięcy potwierdziło, że możemy te oczekiwania spełnić. Nie zaprzestaliśmy udzielania kredytów, bo sami mieliśmy gorsze czasy. Nie zmieniliśmy podejścia i konstrukcji naszej oferty, mimo osłabienia na rynku bankowym. Warunki finansowe naszych kredytów przez cały czas plasują nas w czołówce rankingów najatrakcyjniejszych ofert kredytowych, przygotowywanych przez serwisy eksperckie i doradcze. Utrzymaliśmy też najniższe na rynku spready walutowe. Cieszy nas też, że zarówno nasza oferta, jak i podejście do klienta mają wysokie notowania wśród niezależnych ekspertów, czego potwierdzeniem jest też miejsce na podium w rankingu przyjaznych banków magazynu „Newsweek”.
M.M.: Jak ocenia Pan perspektywy rynku kredytowego w najbliższym czasie? Kiedy i czy w ogóle wrócą czasy, gdy klienci mogli przebierać w ofertach? Czy Pana zdaniem widać już oznaki nieco mniej restrykcyjnej polityki banków względem potencjalnych kredytobiorców?
W.K.: Na pewno u źródła obecnych problemów z dostępnością produktów kredytowych leży niepokój analityków i finansistów dotyczący bezrobocia w Polsce. Część z nich przewiduje, że około pół miliona osób w drugiej połowie 2009 r. może stracić pracę. Ta tendencja może mieć istotny wpływ na wypłacalność obecnych klientów banków, jak i tych, którzy planują zaciągnięcie kredytu w przyszłości. Obserwujemy przecież znaczący przyrost tzw. złych kredytów. Z drugiej strony już prognozy na 2010 rok napawają optymizmem. Wiele będzie zależało też od sytuacji na rynku nieruchomości. W tej sytuacji zasadniczych rozstrzygnięć spodziewałbym się raczej dopiero na wiosnę.
M.M.: Jak na rynek może wpłynąć rekomendacja T? Czy wiadomo na jakim etapie są prace nad tym dokumentem i jak się Pan odnosi do proponowanych rozwiązań?
W.K.: Dobre praktyki związane z udzielaniem kredytów hipotecznych od 3 lat reguluje już rekomendacja „S”, która zaostrzyła kryteria udzielania kredytów walutowych i oceny zdolności kredytowej klienta. Kryzys finansowy sprawił, że banki z własnej inicjatywy poszły w tym samym kierunku. Nowe rekomendacje powinny uwzględniać specyfikę polskiego rynku, a z drugiej strony – właściwie regulować działalność rynku bankowego.
Rozmawiał Michał Macierzyński, Bankier.pl.
Źródło: Bankier.pl