Obserwując rozwój rynkowych wydarzeń z ostatnich tygodni można dojść do wniosku, że znaleźliśmy się właśnie w punkcie, gdzie dla każdego prowzrostowowego argumentu inwestorzy bez trudu odnajdą solidne kontrargumenty.
Na najwyższym poziomie ogólności można powiedzieć, że większość nowych sygnałów, które poznaliśmy podczas czwartkowej sesji wpisało się w tendencję obserwowaną na rynkach od kilku tygodni – amerykańska gospodarka wraca na ścieżkę wzrostu, strefa euro właśnie ją opuszcza, a Polska pozytywnie wyróżnia się na tle innych państw naszego regionu. Jednocześnie kończy się okres łatwego diagnozowania kondycji poszczególnych gospodarek, a po wielotygodniowych zwyżkach największe rynki akcji mają liczne argumenty za rozpoczęciem głębszej korekty. Po godz. 16 indeksy z Wall Street i większość europejskich rynków poruszała się niżej niż dzień wcześniej. W tym samym czasie WIG20 spadał o ok. 0,6 proc., a niemiecki DAX o 1,1 proc. Z technicznego punktu widzenia może niepokoić rosnąca aktywność inwestorów podczas nieudanych sesji – np. w czwartek ponad godzinę przed końcem handlu obroty na GPW sięgały 800 mln PLN, z czego 70 proc. przypadało na spółki tracące na wartości. Taka prawidłowość jest charakterystyczna dla fazy dystrybucji akcji, która albo poprzedza korektę, albo kończy trend wzrostowy.
W kontekście publikacji makroekonomicznych z Polski trudno jednoznacznie stwierdzić, które z zaprezentowanych w czwartek danych mówią więcej o stanie naszej gospodarki. Czy ważniejszy jest wzrost sprzedaży detalicznej o 14,3 proc. r/r (przy oczekiwaniach ekonomistów na poziomie 13,2 proc. r/r), czy też zdecydowany wzrost stopy bezrobocia z 12,5 proc. do 13,2 proc.? Przed hurraoptymistyczną interpretacją danych o polskich konsumentach powstrzymuje statystyczny efekt niskiej bazy sprzed roku, kiedy przed wprowadzeniem wyższej stawki podatku VAT, gospodarstwa domowe przeniosły część styczniowych zakupów na grudzień. Kolejne miesiące 2012r. zapewne przyniosą coraz niższą dynamikę konsumpcji, ale z drugiej strony ekonomiści zapowiadają taki rozwój wydarzeń przynajmniej od września 2011r.
Mówiąc o rynku pracy, warto wspomnieć, że choć oficjalny odczyt GUS mówił w czwartek o poziomie stopy bezrobocia 13,2 proc., to w rzeczywistości składają się na niego dwa rynki pracy: jeden w dużych aglomeracjach (Warszawa, Poznań, Górny Śląsk), gdzie bezrobocie oscyluje wokół 5 proc. i drugi w mniejszych miejscowościach, gdzie znacznie trudniej o pracę. Okolice Koszalina, Przemyśla czy Wałbrzycha, gdzie bezrobocie wynosi ok. 20 proc. niestety nie ustępują w niczym rynkom pracy Hiszpanii i Grecji. Wspominając o świetnej kondycji naszej gospodarki dobrze jest wiedzieć, że w Polsce mamy obecnie 43 powiaty ze stopą bezrobocia powyżej 25 proc.
Łukasz Wróbel,
Noble Securities
Źródło: Noble Securities SA