Kiedy mówi się o obecnym rynku mieszkaniowym, to nie sposób pominąć programu rządowego „Rodzina na swoim”. Kredyt z dopłatą stał się popularnym produktem bankowym. Coraz większa popularność rządowego wsparcia w zakupie własnego mieszkania powoduje, że mimo młodego wieku ustawy i jej nowelizacji, już dyskutuje się o różnych zmianach.
Deweloperzy wręcz chcieliby, by w ustawie pojawiło się ograniczenie pozwalające wyłącznie im pośrednio korzystać z programu. Czy nie za dużo już zamieszania wokół „Rodziny na swoim”?
Ustawa z dnia 8 września 2006 roku o finansowym wsparciu rodzin w nabywaniu własnego mieszkania powstała z myślą o małżonkach i osobach samotnie wychowujących przynajmniej jedno małoletnie dziecko, dziecko – bez względu na jego wiek, na które pobierany jest zasiłek pielęgnacyjny oraz dziecko do ukończenia przez nie 25 roku życia, uczące się w szkołach. Teraz jednak pojawiają się głosy, by beneficjentami państwowej dopłaty do części oprocentowania kredytu mogłyby być osoby samotne. Bank Gospodarstwa Krajowego informuje o rekordowych ilościach udzielanych kredytów z dopłatą, z drugiej strony napływają informacje o dostosowaniu budżetu do zmieniającej się sytuacji gospodarczej. Gdyby proponowany zapis został dodany do już znowelizowanej raz ustawy, to nasuwa się podstawowe pytanie: czy budżet będzie w stanie udźwignąć ciężar finansowego wsparcia w uzyskaniu własnego M?
Od wielu lat mówi się o zaniedbaniach w sferze mieszkalnictwa. Przede wszystkim brakuje kompleksowej i dostosowanej do warunków gospodarczych strategii rozwoju mieszkalnictwa. Większość działań charakteryzuje się fragmentarycznością, a nierzadko odnosi się wrażenie, że część rozwiązań jest „na próbę”. Pojawiają się i znikają. Program „Rodzina na swoim” nie przyjął się od razu na rynku – głównie za sprawą wysokich cen mieszkań. Wtedy mówiło się o konieczności podwyższenia limitów cenowych mkw. lokali. I tak też się stało. 2 stycznia weszła jednak w życie nowelizacja ustawy, która wprowadziła korzystne zmiany – możliwość przystąpienia osób z najbliższej rodziny do umowy kredytu preferencyjnego oraz wzrost mnożnika (z 1,3 do 1,4) stosowanego do ustalenia limitu ceny. Jednocześnie sytuacja na rynku zmusiła deweloperów do obniżenia cen mieszkań. Te równoczesne działania przyniosły rezultaty – coraz większą liczbę udzielanych kredytów z dopłatami (szansa na spełnienie marzenia o własnym gniazdku dla wielu osób) oraz sprzedaż części gotowych mieszkań (pomocny dla deweloperów dotkniętych skutkami globalnych zawirowań).
Można pokusić się o stwierdzenie, że rynek nieruchomości obecnie żyje kredytami z dopłatami. Nic dziwnego, że sytuację próbują wykorzystać deweloperzy. Polski Związek Firm Deweloperskich zaproponował nawet, by w ustawie zawarte zostało ograniczenie do zakupu mieszkań na rynku pierwotnym. „Rodzina na swoim” nie została jednak stworzona dla deweloperów, ale dla młodych osób, które chciałyby zakupić swoje pierwsze mieszkanie lub mały dom. Wprowadzenie takiego zapisu byłoby poważnym błędem i ograniczeniem dla nabywców. To oni sami powinni decydować, z jakiej oferty chcą skorzystać. Deweloperzy powinni przede wszystkim dostosować się do preferencji i możliwości finansowych Polaków. Skoro największym zainteresowaniem cieszą się „tanie” mieszkania, to jest to wyraźny sygnał do dokonania zmian w strategii. Deweloperzy w żadnym wypadku nie powinni opierać swojej działalności na rządowym programie, lecz samodzielnie szukać rozwiązań, które pomogą funkcjonować w różnych okresach. Ale nie tylko deweloperzy próbują wykorzystać popularność rządowego programu. Czynią to też banki. Okazuje się, że w przypadku niektórych kredytów rata kredytu z dopłatą państwa do jego oprocentowania jest wyższa aniżeli rata zwykłego kredytu.
Kilkuletnie wsparcie państwa w finansowaniu mieszkania pomaga młodym ludziom zbudować swoje pierwsze gniazdko. Wokół programu zrobiło się ostatnio za dużo szumu. Niestety niektóre podmioty za bardzo próbują wykorzystać popularność „Rodziny na Swoim” i wystawiają tym samym opinię o sobie. Oby zamieszanie wokół programu nie spowodowało ograniczenia jego dostępności albo całkowitego jego wycofania. Jego popularność dowodzi, że jest potrzebny na rynku. Wystarczy przy nim za bardzo nie mieszać.
Małgorzata Kędzierska
Źródło: Wynajem.pl