Sanatoria, pielgrzymki, bezpłatne badania – okazują się „świetną okazją” do zaciągnięcia niechcianego kredytu. Z kolei od spragnionych pożyczek oszukańcze firmy coraz częściej wyłudzają tysiące złotych. W większości przypadków ofiarami nadużyć są osoby starsze – alarmuje Warszawski Rzecznik Konsumentów.
Produkty finansowe to po usługach telekomunikacyjnych najczęstsza przyczyna skarg składanych do Miejskiego Rzecznika Konsumentów. W zeszłym roku w sprawach dotyczących usług finansowych w stolicy do rzecznika zgłosiło się około 3200 osób, większość uzyskała porady i pomoc, a w blisko 500 przypadkach rzecznik podjął interwencje. Zapowiada się, że w tym roku liczba skarg będzie nieco niższa.
Garnki za tysiące złotych na kredyt
Co stanowi największy problem? Umowy kredytowe, ale nie te zawierane w bankach czy w sklepach, lecz w zupełnie nieoczekiwanych miejscach. Specjalizują się w nich firmy kierujące swoją ofertę głównie do osób schorowanych i w podeszłym wieku. Proponują rozmaite, zazwyczaj bardzo drogie i dziwne, przedmioty jak antyreumatyczna pościel w niewiarygodnych cenach, cudowne garnki za tysiące złotych, czy urządzenia emitujące uzdrawiające fale o równowartości trzech średnich emerytur. Kupujący te rzeczy – w trakcie pielgrzymek, w sanatoriach, czy też pod pozorem prowadzenia bezpłatnych badań – w większości przypadków nie zdają sobie sprawy, że jednocześnie zawierają umowę kredytową na sfinansowanie zakupu.
Sprzedawcy informują jedynie, że wysoka cena sprzedawanych rzeczy jest rozłożona na dogodne miesięczne raty. Tymczasem sprzedawca wspomaga się instytucją finansową i jednocześnie pośredniczy w udzielaniu pożyczek. Kupującym podsuwa do podpisania umowę kredytową. Wiele osób, gdy zda sobie sprawę z tego, że wzięło kredyt lub uświadomi sobie bezsens dokonanych zakupów, chciałoby się z transakcji wycofać. I tu pojawia się problem. Klient nie wie dokąd się udać, bo autokar odjechał, a w hotelu po przeprowadzających badania nie ma śladu. Umowy kredytowe przesyłane są z takim opóźnieniem, żeby akurat minęło ustawowe dziesieć dni kalendarzowych na odstąpienie. I klient zostaje z niechcianą rzeczą i kredytem często przerastającym możliwości finansowe. Niestety obserwujemy, że skala tego zjawiska jest niepokojąca i narasta dalej – zwraca uwagę Małgorzata Rothert, Miejski Rzecznik Konsumentów.
Wpłać 3 tys. zł prowizji, a może dostaniesz kredyt
Konsumenci skarżą się również na działalność firm parabankowych oferujących pożyczki. Na pierwszy rzut oka wszystko wygląda bardzo atrakcyjnie – niskie koszty, szybka decyzja, bez zaświadczeń, poręczycieli, itp. Ale to tylko pozory.
Nie znam osoby, która dostałaby pożyczkę w tych firmach, znam natomiast wiele, które same zaniosły im pieniądze – mówi Małgorzata Rothert. Jedna z takich firm, PKF Skarbiec, została ostatnio po raz kolejny ukarana przez Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumenta za stosowanie praktyk sprzecznych z prawem – dodaje.
Początek kontaktów wygląda obiecująco, klient deklaruje firmie wysokość pożyczki oraz okres spłaty. W bezpośredniej rozmowie jest zapewniony, że pieniądze otrzyma. Wspólnie z przedstawicielem firmy ustalają zabezpieczenie pożyczki oraz wysokość opłaty przygotowawczej i na tym kończą się dobre relacje. Po wpłaceniu opłaty przygotowawczej, która zgodnie z zapisami umowy nie podlega zwrotowi, okazuje się, że dla wypłacenia kwoty pożyczki konieczne jest przedłożenie kolejnych zabezpieczeń bądź wpłacenie znacznej kwoty pokrywającej z góry koszty udzielenia pożyczki. Stawiane warunki przekraczają możliwości konsumenta.
Zainteresowany pozostaje więc bez pieniędzy, a firma odmawia zwrotu wpłaconej opłaty przygotowawczej, która stanowi 5 proc. oczekiwanej pożyczki. Co najbardziej kuriozalne, to wielu oszukanych w ten sposób klientów na uzbieranie opłaty wstępnej zaciąga kredyt w bankach. To zdumiewające, ale firmy w tak oszukańczym trybie potrafią działać przez lata i wciąż mają klientów. Dlatego namawiam, by przed związaniem się z nieznaną firmą zadzwonić do rzecznika konsumenta w swoim regionie i zapytać o działalność takiego przedsiębiorcy. Pocieszające jest to, że w wielu przypadkach pomogliśmy konsumentom w odzyskaniu opłaty przygotowawczej na drodze sądowej – mówi Małgorzata Rothert.
Lepiej czytać zamiast słuchać
Czasami źródłem kłopotów są pozornie drobne kwestie. Klienci rozmawiają z pracownikiem banku czy pośrednikiem o kredycie z ratą 100 zł, a nagle przychodzi harmonogram spłat z ratą wynoszącą 105 zł. Okazuje się, że do kredytu zostało dołączone ubezpieczenie, skredytowano prowizję lub też z innych powodów. Klienci składają reklamacje, denerwują się, jednocześnie postanawiają spłacać raty w wysokości ustnie uzgodnionej albo na znak protestu nie spłacają wcale. W efekcie drobne, groszowe nieporozumienia skutkują ogromnym kłopotem – mówi Małgorzata Rothert. Bo potem, cóż bank korzysta ze swoich uprawnień, powierza sprawę firmie windykacyjnej i klienci znów pojawiają się ze skargami – dodaje Miejski Rzecznik Konsumentów. Najczęściej żalą się, że windykatorzy nachodzą ich w domu, w pracy, straszą powiadomieniem o niespłaconych długach przełożonego, księdza, sąsiadów, wywieszeniem kartek w bloku.
Niestety wśród znaczącej liczby osób wciąż panuje ogromna niewiedza na temat produktów finansowych. Jednym z podstawowych grzechów jest nieczytanie umów i wiara w deklaracje sprzedawców kredytów. Klienci nawet do biura rzecznika potrafią zgłaszać się bez umowy, nie znając jej treści. Nie wiedzą też, że wcześniej należy złożyć reklamacje w banku.
Dlatego oferującym produkty finansowe radzę zwrócić uwagę na formę, warunki, a w szczególności na obowiązek informacyjny przy zawieraniu umów z mało wyedukowanymi grupami społecznymi. Z kolei klientom mniej wiary w słowo mówione, więcej w pisane i telefon przed zawarciem umów z niepewnymi firmami, albo konsultację zanim upłynie termin na wycofanie się z umowy – mówi Małgorzata Rothert.
Źródło: Open Finance