Po środowej decyzji FED o cięciu stóp procentowych o 50 p.b. do 1,00 proc., dolar stracił względem większości walut, a notowania EUR/USD ustanowiły w czwartek rano lokalne maksimum na poziomie 1,3294. Ten fakt został dość szybko wykorzystany przez tych, którzy nie wierzą w to, że obecne zamieszanie na rynkach światowych szybko się zakończy. W efekcie zwiększony popyt na dolara sprowadził notowania EUR/USD w okolice 1,30. Z kolei publikacja odczytu nt. dynamiki wzrostu amerykańskiego PKB w III kwartale, przypieczętowała dalszą aprecjację „zielonego” w kolejnych godzinach. Dlaczego? Ci, którzy kupowali dolary na podstawie wcześniejszych przesłanek o kontynuacji recesji nie zmienili zdania (spadek PKB o 0,3 proc. wobec prognozowanych 0,5 proc. to i tak fikcja, bo odczyt byłby gorszy, gdyby nie nieco lepsze stany zapasów i dynamika eksportu – dlatego też ewentualne rewizje w dół przy kolejnych odczytach są możliwe). Inni podeszli do publikacji danych dość optymistycznie, naiwnie wierząc, że recesja może jednak nie będzie tak groźna. Taki, dobry nastrój utrzymywał się podczas czwartkowego handlu na Wall Street – indeksy zakończyły handel na plusach. Inaczej i bardziej racjonalnie zachowali się Azjaci – indeks Nikkei zniżkował o 5,01 proc. i to mimo, że Bank Japonii zgodnie z oczekiwaniami pierwszy raz od 7 lat obniżył stopy procentowe. Dla niektórych jednak zbyt mało – z 0,5 proc. do 0,3 proc., przy oczekiwaniach na poziomie 0,25 proc. W efekcie jen zyskał na wartości w ślad za spadkami na giełdzie, a nie w reakcji na decyzję BoJ.
Ostatnie dni pokazują, że rynki starają się teraz znaleźć nowy punkt równowagi. Ma on odzwierciedlać z jednej strony utrzymujące się zagrożenie dalszej „globalnej eskalacji recesyjnej choroby”, a z drugiej ostatnie działania podjęte przez rządy i banki centralne. Czy uda się go znaleźć? Na krótką metę wydaje się, że tak. Warto jednak pamiętać o tym, że być może jeszcze nie wszystko najgorsze jest za nami. Coraz więcej jest głosów, iż recesja w USA będzie długa i męcząca, a Rezerwa Federalna zostanie zmuszona do obniżenia stóp procentowych nawet do 0,25 proc. w przeciągu kilkunastu miesięcy. Z kolei kolejny pakiet federalny, mający na celu pobudzenie skłonności do konsumpcji wśród przeciętnych Amerykanów zostanie wprowadzony najwcześniej za kilka miesięcy. Tymczasem do tego czasu, możemy zobaczyć spektakularne upadki firm z sektora realnej gospodarki. Będą to dalsze ofiary kryzysu finansowego, który w ostatnich tygodniach postawił na głowie normalną pracę banków. W efekcie gospodarka została odcięta od dopływu pieniądza, przeznaczanego dalej na rozwój i inwestycje. Reasumując, trudno będzie o realną, długotrwałą poprawę nastrojów w najbliższych miesiącach. To powinno przełożyć się na wciąż negatywne postrzeganie rynków wschodzących, których rządy czeka teraz ciężka praca, aby przywrócić zaufanie.
Co w najbliższych dniach? Analiza techniczna EUR/USD nie wyklucza, że dojdzie do zbudowania formacji szerszego podwójnego dna, co oznaczałoby spadek notowań tej pary w okolice 1,25 (dzisiaj rano oscylowały wokół 1,27). Przyczynić się do tego mogą ewentualne zniżki na Wall Street i spekulacje wokół skali cięcia stóp procentowych przez Europejski Bank Centralny, podczas posiedzenia zaplanowanego na 6 listopada b.r. Taka formacja będzie jednak sugerować, iż pierwsza połowa listopada upłynie pod znakiem wzrostów EUR/USD i ponownego przetestowania wczorajszych maksimów w okolicach 1,33.
Ciekawa sytuacja rysuje się natomiast na złotym. Niewątpliwie stabilności naszej waluty nie będzie sprzyjać „upolitycznienie” kwestii wejścia do strefy euro. Wczoraj prezydent Kaczyński już nieco chłodniej wypowiadał się na ten temat, a szef NBP, Sławomir Skrzypek był sceptyczny, co do utrzymania terminów zapisanych w rządowym harmonogramie. Można mieć nadzieję, że zagraniczni inwestorzy w porę zrozumieją tą „polską specyfikę”. Wracając do prognoz. Odreagowanie po wcześniejszym umocnieniu, doprowadziło EUR/PLN w kierunku wyraźnego oporu na 3,65. Jeżeli zostałby on naruszony, to dość realny byłby test rejonu 3,6850. Niemniej poziomy powyżej 3,65 zł, warto wykorzystywać do sprzedaży euro za złote. Do pierwszej połowy listopada możliwy jest test rejonów 3,40-3,45 zł. W przypadku dolara rynek wykonał dokładnie 50 proc. odbicie, testując dzisiaj rano poziom 2,8830 zł. Nie można jednak zupełnie wykluczyć próby wzrostu nawet do 2,9450 zł. Generalnie strefa 2,8830-2,9450 zł może okazać się dobrą okazją do sprzedaży dolarów z celem na ponowny test okolic 2,60 zł i niżej, w terminie do połowy listopada.
Marek Rogalski
Główny Analityk
First International Traders Dom Maklerski S.A.