Mówiło się sporo o raporcie o inflacji w cenach producenta (PPI), ale zajmowanie się nimi jest nieporozumieniem. Faktem jest jednak, że dane były dosyć dwuznaczne. Okazało się, że główna miara inflacji PPI wzrosła nieco mniej niż oczekiwano (6,5 procent w skali roku), ale inflacja bazowa wzrosła o 3 procent, czyli najmocniej od 17 lat. Pamiętać jednak trzeba, że Fed praktycznie nie zwraca uwagi na PPI. Gracze prawie nigdy na te dane nie reagują, a poza tym przecież pamiętali jeszcze, że o wiele ważniejsza inflacja CPI wzrosła mniej niż oczekiwano. Innymi słowy: był to tylko pretekst do wyprzedaży akcji i nic więcej.
Gdyby rynki tak bardzo przejęli się danymi makro to przecież umocniłby się dolar. Tymczasem jednak kurs EUR/USD nie próbował nawet odrobić strat, które zanotował przed rozpoczęciem sesji w USA. Pokonania poziomu 1,56 USD otwiera teraz drogę do 1,5780 USD. Na razie mówimy tylko i wyłącznie o korekcie poprzednich spadków, ale nikt już w tej chwili nie ma pewności, w którym kierunku pójdzie dolar. Trzeba poczekać na sygnał techniczny. Słaby dolar wspomagał posiadaczy kontraktów na surowce. Zdrożało o 1,6 procent złoto i nieznacznie wzrosła cena miedzi. Nadal drożała (szybko, bo o 1,6 proc.) ropa. W zależności od tego, na jaką serię kontraktów się patrzy przebiła 129 lub zbliżyła się do 130 USD za baryłkę. Pomagał bykom na tym rynku Boone Pickens, szef i założyciel funduszu hedżingowego BP Capital twierdząc, że ropa podrożeje w tym roku do 150 USD. Potwierdzał tym zasadność prognozy Goldman Sachs (141 USD w lipcu).
Mówiło się, że to cena ropy wystraszyła graczy na rynku akcji. Z pewnością również miała wpływa na zachowanie inwestorów, bo przecież jest gdzieś granica, od której droga ropa może straszyć. Jednak można by zadać pytanie: dlaczego akurat we wtorek przy tej cenie, a nie o jednego dolara niższej? Podejrzewam, że to był prostu pretekst, dzięki któremu łatwiej realizował się zyski. Napływające z rynku informacje też posiadaczy akcji nie rozpieszczały. Wyniki kwartalne sieci sprzedaży Home Depot (wyposażenie domów) były fatalne. Zysk spadł o 66 procent dobitnie pokazując, jaki wygląda amerykański rynek nieruchomości. Nieznacznie spadły też zyski sieci Target. Nie zawiodła sieć Staples (materiały biurowe) wyniki były zgodne z oczekiwaniami. Firma podtrzymała też prognozy na ten rok.
Znowu postraszyła też graczy wpływowa analityczka firmy Oppenheimer. Meredith Whitney powiedziała, że kryzys na rynku kredytowym przeciągnie się i będzie kontynuowany również w 2009 roku. Stwierdziła też, że czeka rynek trzy lata strat. Przy okazji obniżyła rekomendacje dla American Express, Capital One Financial, JP Morgan Chase, Citigroup, Bank of America i Wachovia. Piszę o tej opinii niespecjalnie wierząc, że miała ona decydujące znaczenie. Analityków jest wielu, opinii również, a pani Meredith Whitney na razie pokazuję ładną twarz, ale trudno powiedzieć, czy będzie miała rację. Ale pretekst do realizacji zysków był znakomity.
Indeksy od początku sesji spadały, a próba ataku byków w środku sesji nie wypaliła. Pozostawało czekać, co stanie się w końcu sesji. Nic istotnego się nie stało. Niedźwiedzie nawet się bardzo starały, ale nie udało im się doprowadzić do paniki. Sesja zakończyła się umiarkowanym spadkiem indeksu szerokiego rynku (S&P 500), który w niczym nie zmienia obrazu rynku.
Popatrzmy teraz na nasz nieszczęsny rynek akcji, gdzie cudów jednak nie było. GPW rozpoczęła wtorkową sesję spadkiem indeksów. Naśladowano to, co działo się na innych giełdach europejskich. Najmocniej spadał kurs TVN, która postanowiła kupić 25 procent platformy „n”. W drugiej części sesji, przed rozpoczęciem handlu w USA indeksy zwiększyły skalę spadku również naśladując to, co działo się na giełdach europejskich. Wzrósł obrót i wygenerowany został techniczny sygnał sprzedaży. To może cieszyć tylko i wyłącznie obóz niedźwiedzi.
Bardzo niekorzystne jest dla naszej giełdy to, że indeksy nie rosną, kiedy na innych giełdach góruje popyt, ale spadają, kiedy naciska podaż. Grozi nam to, że nie wzrośniemy podczas trwania trendu wzrostowego na świecie i spadniemy w czasie korekty tego wzrostu, a to doprowadzi nas do tego rocznych minimów. Dzisiaj, w dzień przed długim weekendem, na rynku powinien panować totalny marazm. Cokolwiek by się jednak nie wydarzyło, to nie zatrze złego wrażenia i nie anuluje sygnałów sprzedaży.