Banki płacą coraz więcej klientom za przeniesienie bądź otwarcie rachunku. Kiedy i czy w ogóle taka inwestycja się zwróci? Bank nie jest instytucją charytatywną i pewnego dnia upomni się o swoje. Ile jeszcze można płacić klientom, którzy i tak mają już większość usług za darmo? Taki wyścig może się skończyć dziesiątkami tysięcy nieużywanych kont lub perspektywą podwyżek cen.
Polecając konto w mBanku dostaniemy 50 zł. Możemy też założyć konto w Banku Ochrony Środowiska, które wprawdzie kosztuje 10 zł, ale bank za każdą transakcję nam zapłaci. Zakładając darmowy getinonline dostaniemy mniej za poszczególne czynności, ale zaoszczędzimy na bezpłatnym prowadzeniu konta. Możemy z wyborem poczekać jeszcze kilka tygodni w nadziei, że kolejne banki zaczną płacić jeszcze więcej lub rozdawać ciekawsze prezenty do rachunków.
Przez gadżet do serca
Analogiczną sytuacją do obecnych ofert kont bankowych był jeszcze kilka lat temu rynek prasowy. Tygodniki i dzienniki broniły się przed dodawaniem do numerów jakichkolwiek dodatków. Wszystko się zmieniło w momencie, kiedy zaczęto liczyć zyski ze sprzedaży gazet z gratisami. Ludzie kupowali bardzo często z powodu dodawanego filmu, książki lub prezentu. Warto jednak zadać sobie pytanie, czy w takim razie tytuł zyskał czytelnika czy jedynie podrasował dane o sprzedaży? Taką samą sytuację zaczynamy przeżywać w sektorze bankowym. Pojawiają się iPody do konta, nawigacja GPS, drukarka lub konkurs z większymi nagrodami. Mamy tu dwie strony medalu. Teoretycznie gadżet przyciągnie uwagę i może zaciekawi klienta, który poprzez produkt zadba o swoje finanse. Przy takim podejściu iPod do konta staje się impulsem do przejrzenia konkurencyjnej oferty. Z drugiej strony to sprowadzanie usług finansowych do poziomu towaru w sklepie. Nie zapominajmy, że podstawowy produkt, jakim jest konto osobiste, wiąże się z podpisaniem umowy z bankiem oraz zgodą na przetwarzanie danych.
Żaden gadżet nie chce niestety zachęcić „nieubankowionych”, których pomimo zapowiedzi kilku banków, nic nie chce przekonać do korzystania z usług instytucji finansowych zamiast operowania gotówką. W opozycji do nich stoją z kolei klienci, którzy korzystają z wielu ofert banków. W ostatnim półroczu banki bardzo chętnie chwaliły się założonymi rachunkami. Nie możemy jednak sprawdzić ile z nich to kolejne konta poszczególnych klientów. Tak zwani „cherry pickers” skaczą od oferty do oferty poszukiwaniu najlepszej i najtańszej usługi. Kiedy tylko wypatrzą kolejną ciekawa ofertę, otwierają nowe konto bądź przenoszą poprzednie. Ile kont przypada na jednego świadomego finansowo klienta, który dokładnie porównuje oferty? Tych wybrednych niekoniecznie przyciągnie już gadżet, a pierwsza wzmianka o podwyższeniu cen będzie dla nich impulsem do poszukiwania nowego banku.
Alior mówi stop
Prezes Wojciech Sobieraj wprowadził do sektora finansowego Alior Bank z większym rozmachem niż kilka banków razem wziętych. Niektórzy twierdzą, że ten geniusz bankowości jest cały czas o krok przed konkurencją. Idąc tym tokiem myślenia, również jako pierwszy upomniał się o swoje darmowe konta. Alior Bank najpierw płacił klientom za zakładanie rachunków. Swoją ofertą przebijał przez długi czas większość konkurencji, bo oprócz darmowych wypłat z bankomatów miał również lokatę nocną. Grudzień ubiegłego roku przyniósł nie tyle zmianę, co moment upomnienia się o swoje. Podniesienie opłat zweryfikowało ilu klientów będzie płacić za wysoką jakość usług, a ilu przeniesie się do konkurencyjnych banków oferujących rachunki za 0 zł. Jeśli Prezes Sobieraj faktycznie jest o krok przed konkurencją to wypada czekać aż inne banki upomną się o pieniądze.
Konto i co dalej?
Kiedyś banki krok po kroku dorabiały się na klientach, którym musiały nawet zapłacić za założenie konta. Były osady na rachunkach, a wypłaty z bankomatów nie były usługą darmową. Pojawiała się opłata za kartę i przelewy. W okresie bez rozpowszechnionego Internetu, bank mógł zarobić na kosztach poszczególnych usług. ING Bank reklamując swoje konto hasłem „Internetowi wszystko robią sami” zdradza smutną dla banków prawdę o sytuacji nowych klientów – będzie na nich znacznie trudniej zarobić. Jeśli mielibyśmy sprawdzić ile z rachunków bankowych w takich kolosach jak BZ WBK czy Pekao SA jest naprawdę internetowych, a ilu klientów nadal płaci za rachunek klasyczny to dochodzimy do wniosku, że banki mają świetne źródło dochodu, które szybko się nie zmniejszy. Nowi klienci faktycznie mają darmowe rachunki i lepsze warunki, ale nikt nie myśli o tych, którzy lojalnie mają prowadzą swoje rachunki od lat… i ciągle za nie płacą.
Giganci nie płacą
Analizując czołówkę banków, już jedynie PKO BP i Pekao SA nie mają zamiaru fundować klientom bonusów za zakładanie rachunków. Wystarczy im solidna sieć oddziałów, wizerunek potężnych instytucji finansowych i już posiadana ilość klientów. Mniejsi konkurenci nawet jeśli posiadają atrakcyjną ofertę, nie mają jednak wystarczających nakładów na reklamę i promocję. W klienta muszą zatem uderzyć ze zdwojoną siłą, np. płacąc za otwarcie rachunku. Chociaż kryzys finansowy nauczył nas, że w finansach nie wolno się zarzekać, to jednak trudno uwierzyć w płacące klientom PKO BP.
Źródło: PR News