Poniedziałkowe zachowanie rynków amerykańskich było naprawdę niepokojące. Publikowane raporty makro były wyraźnie lepsze od oczekiwań, a jednak indeksy giełdowe spadały. W pierwszym dniu nowego kwartału, po kwartale bardzo dla byków niekorzystnym, popyt nie potrafił pokonać obozu niedźwiedzi.
Nie potrafił podobno dlatego, że problemy strefy euro były dla Amerykanów bardziej istotne niż początek kwartału i dane makro. Zakładam, że to opisane przeze mnie rano problemy chińskie, Europa i dziwne zachowanie Morgan Stanley w połączeniu z analizą techniczną mocno szkodziły bykom.
Cóż bowiem nowego trafiło na rynek w sprawie Grecji? To, że w tym roku deficyt będzie wyższy od zakładanego 7,6 proc. i wyniesie 8,5 proc.? I co z tego? Jeśli plan pomocy strefie euro opisywany przeze mnie w zeszłym tygodniu zostałby przyjęty to grecki deficyt nie miałby żadnego znaczenia. W poniedziałek rozpoczął się dwudniowy szczyt ministrów finansów strefy euro. Niepokojono się podobno tym, że podczas obrad ministrowie nie zatwierdzą kolejnej transzy pomocy dla Grecji. Tyle tylko, że już od wielu dni wiadomo, że dopiero 13.10 będzie decyzja, więc niepokój był totalnie wydumany. Mało tego, wypowiadający się politycy wyraźnie nie chcieli bykom zaszkodzić. Na przykład Christian Noyer, szef Banku Francji, powiedział, że jest otwarty na pomysł zlewarowanie EFSF. Widać było, że problem Grecji jest raczej pretekstem niż powodem spadku indeksów.
Indeksy rozpoczęły dzień w zasadzie neutralnie. Indeks S&P 500 kręcił się przez 2,5 godziny wokół poziomu neutralnego, ale potem rozpoczęła się przecena. Być może na nastrojach ważyło to, co od 2 tygodni dzieje się na ulicy przed NYSE. Wall Street jest świadkiem protestów, które podczas ostatniego weekendu zakończyły się aresztowaniem 700 osób. Nie przeceniałbym na razie tych protestów (zbyt mało ludzi), ale z pewnością nie poprawiają one nastrojów szczególnie, że przenoszą się też już do innych miast.
Sprawa Morgan Stanley, którego CDS-y są obiektem ataku byków (są na poziomie banków włoskich) też nastrojów nie poprawiała. Po piątkowej stracie 10 procent akcje nadal szybko taniały. Do tego doszła jeszcze technika. Niedźwiedziom udało się doprowadzić do przepchnięcia indeksu S&P 500 przez wsparcia na poziomie 1.120 pkt. Było to wsparcie, które od sierpnia broniło się 7 do 9 razy (w zależności od sposobu liczenia). To zmusiło podaż do ataku.
Przebicie sierpniowych wsparć oznacza wyłamanie dołem z flagi, co zapowiada (tak mówi analiza techniczna) spadek S&P 500 nawet do 870 pkt. Ja jednak uważam, że to jest pułapka. Europejscy politycy nie mogą być tak zaślepieni, żeby nie zgodzić się na wprowadzenie planu ratowania strefy euro w życie. Rynki ich do tego niedługo zmuszą.
Na GPW piątkowe, duże spadki indeksów w USA (wtedy WIG20 nie zmienił się), poranne spadki indeksów w Azji i niewesołe informacje docierające z Azji i Grecji zmusiły podaż do ataku. WIG20 szybko stracił około trzy procent, ale potem bardzo powoli i systematycznie odrabiał straty. Po pobudce w USA, kiedy kontrakty na amerykańskie indeksy wyraźnie już rosły, szybkość odrabiania strat się zwiększyła, ale trwało to krótko. Amerykanie wypili kawę, przeczytali informacje z nocy i zaczęli sprzedawać kontrakty i euro.
To błyskawicznie cofnęło WIG20 o trzy godziny. Znowu spadał 2,5 procent, ale po publikacji danych w Stanach straty zmniejszył i zakończył dzień spadkiem o 1,93 proc. Obrót był bardzo mały, co sygnalizowało, że poważne kapitały stoją z boku i czekają. WIG20 stoi niebezpiecznie blisko sierpniowo wrześniowych minimów. Jeszcze jeden większy spadek i zapowiadany przez wyłamanie z proporca ruch w kierunku 1.700 pkt. stanie się faktem.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi