Na rynku miedziowych kontraktów zapanowała lekka panika kupna. Wszyscy chcą mieć miedź, bo przecież podobno mamy koniec recesji. Tyle że ta chęć posiadania dotyczy głównie inwestorów, natomiast fabryki nie kwapią się z kupowaniem czerwonego metalu.
Na rynku miedziowych kontraktów zapanowała lekka panika kupna. Wszyscy chcą mieć miedź, bo przecież podobno mamy koniec recesji. Tyle że ta chęć posiadania dotyczy głównie inwestorów, natomiast fabryki nie kwapią się z kupowaniem czerwonego metalu.
Od początku roku cena miedzi na Londyńskiej Giełdzie Metali wzrosła o 107% i rankiem 13. sierpnia osiągnęła pułap 6.395$ – to najwyższa wartość od początku października 2008 roku. W ostatnich tygodniach przyczyna zwyżki notowań czerwonego metalu wciąż pozostaje ta sama. Inwestorzy mają nadzieję, że oto stanęliśmy na progu dynamicznego i globalnego ożywienia gospodarczego, które szybko zwiększy zapotrzebowanie na miedź i doprowadzi do powstania braków na rynku. Mało kto bierze pod uwagę inne scenariusze.
Tymczasem codzienne raporty napływające z magazynów LME pokazują diametralnie inny obraz sytuacji po stronie popytu na metal w jego fizycznej postaci. Po trwającym od marca do połowy czerwca okresie wzmożonego popytu od około dwóch miesięcy aktywność kupujących praktycznie zamarła. Podczas gdy w kwietniu czy maju codziennie ze składów monitorowanych przez londyńską giełdę znikało około 60-80 tys. ton miedzi (liczba tzw. cancelled warrants), to w połowie sierpnia wartość ta spadła do zaledwie 7,7 tys. I nie chodzi tu tylko o to, że w giełdowych magazynach mamy braki towaru. Wręcz przeciwnie – w ciągu ostatnich 30 dni stan rezerw wzrósł o 13,8% i jest przeszło dwukrotnie wyższy niż w tym samym okresie w latach 2006-08. W ten sposób odsetek metalu, który wkrótce opuści magazyny, względem ogółu zapasów spadł do 2,6% wobec przeszło 20% notowanych w maju i kwietniu.
A co to wszystko oznacza dla rynku? Otóż małe zainteresowanie czerwonym metalem ze strony odbiorców przemysłowych sugeruje, że albo uważają oni ceny za zbyt wysokie albo też posiadają własne rezerwy surowca. Ten drugi aspekt dotyczy zwłaszcza fabryk w Chinach, które według analityków z Sumimoto Metal Mining dysponują rezerwami sięgającymi 1,3 mln ton (czyli czterokrotnie większymi od giełdowych zapasów). Ponadto chińska państwowa Agencja Rezerw Materiałowych (SRB) zapewne nie będzie kontraktować nowych dostaw przy cenie metalu przekraczającej 6.000$ za tonę. Szacuje się, że w pierwszej połowie roku SRB kupiło 300-400 tys. ton rafinowanej miedzi, uzupełniając strategiczne rezerwy surowca. Tak więc bez udziału tego podmiotu giełdowe zapasy czerwonego metalu zapewne pozostałyby na poziomie z końca lutego, a wiosenno-letnia hossa nie byłaby możliwa.
Co więcej, tak wysokie notowania miedzi zachęcają jej producentów do wznowienia produkcji, która zimą przy cenach o połowę niższa była nieopłacalna. Jeśli więc obecne wyceny miedzi zostałyby utrzymane (lub nawet podniesione), to strona podażowa zapewne zareaguje zwiększeniem produkcji i to przy wciąż słabym popycie przemysłowym (skutek wysokich zapasów w Chinach). Realizacja tego scenariusza oznaczałaby, że jesienią czeka nas silny przyrost giełdowych rezerw miedzi i w konsekwencji spadek cen surowca.
Jednym z wskaźników zwiększającym szanse na realizację spadkowego scenariusza jest Baltic Dry Index, czyli indeks mierzący światowe ceny frachtu towarów masowych. Uznaje się, że im wyższe ceny transportu, tym większy jest popyt na usługi przewozowe i w związku z tym mówimy o poprawie koniunktury w globalnej gospodarce (bo jest więcej towarów do przewiezienia). Tymczasem od szczytu z początku czerwca BDI obniżył się o blisko 40% i jest już o 66% niższy niż przed rokiem. Może to sugerować, że głośno zapowiadane ożywienie gospodarcze zaczęło tracić na dynamice nim się właściwie rozpoczęło.
Można więc postawić tezę, że trwający od początku czerwca wzrost cen miedzi z poziomu 4.800$ do przeszło 6.200$ ma wybitnie spekulacyjny charakter. Jeśli fundamenty szybko nie nadgonią rynkowych oczekiwań, to jesienią spadki cen miedzi mogą być równie dynamiczne co wakacyjne wzrosty.
Krzysztof Kolany
Analityk Bankier.pl
Źródło: Bankier.pl