Z kolei super i hipermarkety na niespotykaną do tej pory skalę inwestują w tanie marki własne charakterystyczne do tej pory główne dla dyskontów. Eksperci są przekonani, że w polskich sklepach lada chwila zacznie się nowa wojna na ceny. Niektóre towary mogą stanieć nawet o kilka procent.
Klienci już oszczędzają i wybierają produkty o podobnej jakości, ale w niższej cenie – mówi Piotr Kaszyński, szef działu powierzchni handlowych w Cushman & Wakefield. Handlowcy muszą przygotować się na ciężkie czasy, bo według ekspertów sprzedaż detaliczna nie będzie rosła już tak szybko jak do tej pory, czyli o 13-14 procent miesięcznie. W przypadku branży obuwniczej i odzieżowej obroty sklepów spadną o co najmniej 10 procent. – Do tej pory skutki spowolnienia gospodarczego odczuwali głównie eksporterzy, firmy budowlane i motoryzacyjne. Teraz kryzys uderzy w handlowców.
Szacujemy, że siła nabywcza klientów spadnie, w miarę jak rosnąć będzie liczba bezrobotnych – mówi Wojciech Matysiak, analityk BGŻ. Z najnowszych szacunków wynika, że stopa bezrobocia może w tym roku przekroczyć 12-13 procent. Jeszcze w październiku wynosiła ona 8,8 procent.
Szef delikatesów Bomi otwarcie mówi, że ogranicza asortyment drogich produktów, które do tej pory stanowiły większość na półkach. Obecnie stawia na tańsze krajowe makarony, wędliny, dżemy i sosy. Podobną strategię przyjęła sieć Piotr i Paweł, która w ubiegłym roku powiększyła o 25 procent liczbę delikatesowych sklepów. Teraz firma nie chce być postrzegana jako sklep dla najbardziej zamożnych klientów. Oferta delikatesowa zajmuje dziś nieco mniej miejsca. Za to więcej jest produktów na kieszeń przeciętnego klienta. To one są bardziej eksponowane i reklamowane.
Strategię na kryzys ma też sieć supermarketów Intermarche. Spółka tylko w tym roku zamierza wprowadzić ponad 200 nowych artykułów pod markami własnymi. Są one ok. 20 proc. tańsze od markowych. Na półkach więcej będzie więc np. keczupu z metką Intermarche, a mniej słoików z logo Pudliszek czy Hellmansa.
Podobnie robi Netto, które do tej pory jako jedna z nielicznych sieci dyskontowych reklamowała się, że ma w sprzedaży niemal wyłącznie wyroby markowe. Teraz na ich miejsce wprowadza towary spod marek własnych. W najbliższym kwartale pojawi się tam kilkadziesiąt nowych tańszych artykułów, m.in. jogurty, napoje i przetwory owocowo-warzywne. Handlowcy liczą, że w czasach kryzysu Polacy polubią marki własne. Do tej pory nie były one w Polsce popularne. Klienci uważali, że są one gorszej jakości. – U nas marki własne mają zaledwie około 9,1 procent udziałów w rynku, podczas gdy np. w Szwajcarii czy Wielkiej Brytanii co drugi produkt spożywczy wkładany do koszyka ma markę sieci handlowej – mówi Wojciech Zaremba, ekspert międzynarodowej firmy badawczej Nielsen.
Sklepy liczą, że w czasach kryzysu będziemy sięgać po nie znacznie chętniej, bo klienci, robiąc zakupy, znów zaczną zwracać przede wszystkim uwagę na cenę, a nie jakość.
Marki własne są tańsze, bo sieci handlowe nie muszą wydawać pieniędzy na ich reklamę i marketing. Zamawiają też u producentów duże partie, co pozwala im zbijać cenę. Na przykład mleko pod marką własną w sieci Real kosztuje 1,8-2 zł, podczas gdy np. marki Łaciate nawet 2,6-2,7 zł.
Czeka nas również wojna cenowa. Supermarkety Tesco już od trzech miesięcy pilnują, by ceny w ich sklepach były niższe niż w dyskontowym Lidlu czy Biedronce.
Tańsze zakupy to chyba jedyna dobra strona kryzysu.
Joanna Pieńczykowska