W 2008 r. moja Mama (mając lat 66) zaciągnęła dwa kredyty w tym samym banku, na łączną kwotę 20 tys. zł. Mimo dogodnego okresu spłacania (kilka lat), przy niezbyt wysokich dochodach (emerytura około 1250 zł), były to kredyty dosyć mocno obciążające budżet samotnie mieszkającej wdowy. Dorywcze prace dawały dochód kilkuset złotych miesięcznie. Dodatkowo były do spłacania jeszcze dwa inne obciążenia (ale o tym bank udzielający kredytu mógł nie być poinformowany).
Raty były spłacane regularnie do czasu śmierci kredytobiorcy. Kilka dni po uzyskaniu aktu zgonu, osobiście powiadomiłem bank o tym fakcie, przekazałem kserokopię aktu zgonu i poinformowałem, że będę spłacać długi Mamy zanim jeszcze sąd wyda rozstrzygnięcie spadkowe. Poprosiłem o informację jakiej wysokości jest zadłużenie, ponieważ na dokumentach znalezionych u Mamy były różne adnotacje (np. „spłacony”), a na niektórych nie było żadnych zapisów. Okazałem dowód osobisty, by pracownicy banku zidentyfikowali moją tożsamość i wiedzieli kim jestem wobec kredytobiorcy. Wpłaciłem w grudniu 2008 r. dwie raty na rachunek, jaki znalazłem w dokumentach Mamy. Po pewnym czasie jedna z wpłat cofnęła się, ponieważ bank zamknął rachunek po Mamie. Z uwagi na to, że długo nie otrzymałem żadnej informacji z banku, napisałem list do kredytodawcy z prośbą o podanie wielkości zadłużenia, ile kredytów jest do spłacania i na jakie rachunki mam dokonywać wpłat. Po pewnym czasie bank odpisał, że są dwa kredyty do spłacania i podał numery rachnków, jakie otworzył celem spłacania długu po zmarłej Mamie. Po pewnym czasie napisał do Mamy, że pojawiło się zadłużenie i jeśli nie będzie spłaty, to powiadomiony zostanie Krajowy Rejestr Dłużników.
Spłacałem kolejne raty do czasu (tj. do początku maja), gdy pojawiła się informacja, że… rachunki znowu zostały zamknięte. Brak spłat jaki pojawił się dotyczył okresu, kiedy bank zamknął rachunki po Mamie i oczekiwałem, aż otworzy nowe rachunki. Ale wtedy dokonałem kilku wpłat jednocześnie. Zatelefonowałem do banku z zapytaniem o przyczyny ponownego zamknięcia rachunków. Rozmówca mój poinformował mnie, że „rachunki zamknięto, ponieważ wierzytelności zostały w dniu 9 kwietnia 2009 r. sprzedane!”.
Nie potrafię opisać zdziwienia i oburzenia, jakie wtedy odczułem gdy to usłyszałem. Nie podano mi żadnych szczegółów komu, dlaczego i z jakiej przyczyny tak bank postąpił. Nie powiadomiono mnie, że bank planuje sprzedaż długów, nie konsultowano ze mną problemów ze spłatą. W ogóle nie powiadomiono mnie o sprzedaży długów, które spłacałem honorowo, niezależnie czy sąd wydałby postanowienie, czy nie. Powiedziano mi, że jeśli przedstawię prawomocne rozstrzygnięcie sądu, to uzyskam informacje. Wysłałem kopię postanowienia z listem, w którym wyraziłem swoje oburzenie na działania banku. Postanowienie uprawomocniło się 15 kwietnia 2009 r., wpłynęło do mnie po 20 kwietnia 2009 r., a ukryta przede mną sprzedaż wierzytelności nastąpiła 9 kwietnia 2009 r. Czyli bank sprzedał długi po Mamie, które spłacałem zanim zostałem prawnym spadkobiercą i mimo pisemnego zapewnienia, że mogę je spłacać do czasu ustalenia spadku! Niepojęte traktowanie klienta.
Otrzymana odpowiedź z banku WBK przedstawiała, moim zdaniem, żenująco niski poziom merytoryczny wobec moich oczekiwań. Skontaktowałem się z nabywcą wierzytelności po Mamie, czyli z firmą windykacyjną w Warszawie. I tu znowu zimny prysznic, ponieważ pracownik tejże firmy potraktował mnie jak klienta uchylającego się od spłacania kredytu i poczułem się jak osoba nierzetelna, niemal jak oszust. Wyznaczono mi kilka dni na spłacenie 18,5 tys. zł, inaczej podjęte zostaną inne środki, mniej wygodne dla mnie. Domyśliłem się, że chodzi o komornika, którego czynności w postępowaniu egzekucyjnym okazują się bardzo kosztowne. Byłem zmuszony iść do innego banku i zaciągnąć kredyt celem spłaty zadłużenia. Szczęście dla mnie, że pracownicy banku, którzy udzielili mi kredytu, znając moją sytuację (życiową oraz finansową) załatwili całą operację w ciągu niecałych 30 minut (za co chciałem serdecznie podziękować).
Firma windykacyjna przesłała mi potwierdzenie, że sprawa została zakończona.
W całej sprawie dopatrzyłem się szeregu uchybień popełnionych przez bank. Do najpoważniejszych zaliczyć mogę:
1. sprzedaż wierzytelności bez wiedzy spłacającego;
2. bezpodstawne zerwanie umowy zawartej z kredytobiorcą czyli z Mamą bez powiadomienia kogokolwiek, a w szczególności spadkobiercy, czyli mnie;
3. postawienie mnie w dziwnej sytuacji: nie informowano mnie o sprawach, ponieważ nie byłem stroną w postępowaniu, ale wystosowano wobec mnie obowiązek spłaty całego zadłużenia, ponieważ jestem dłużnikiem w oczach windykatora, a więc stroną postępowania;
4. ujawnienie tajemnicy bankowej i danych osobowych osobom trzecim;
5. naliczenie karnych odsetek ok. 1450 zł – (na jakiej podstawie?);
6. naruszenie mojej godności osobistej i czci przez całkowitą i niekorzystną zmianę warunków umowy. Konstytucja RP gwarantuje to obywatelom w art. 47;
7. pracownik firmy windykacyjnej uznał, że ja dziedziczę dług po Mamie, ale umowy, na podstawie których odziedziczyłem dług, już były zerwane (jednostronnie) – bez powiadomienia i bez wypowiedzenia 30-dniowego. W umowach spłaty były ratalne (na kilka lat), a w rzeczywistości o ratach nie było mowy, więc jak mam dziedziczyć dług – wg umów czy wg prywatnych ustaleń, o których nikt nie raczył mnie powiadomić?
8. brak dokładnej analizy ryzyka dotyczącej dwóch kredytów po mojej Mamie, które wg mnie nie posiadały kategorii wysokiego ryzyka i mogły być na dotychczasowych warunkach systematycznie spłacane.
Poza osobistymi udrękami spowodowanymi działalnością banku, a raczej zaniechaniem dobrych praktyk, zauważyłem lukę prawną. Mianowicie bank może sprzedać wierzytelności potencjalnego dłużnika firmie windykacyjnej, która zarabia na takich przypadkach niezłe pieniądze, a często wystarczy jedno pismo, jedna informacja i sprawę można uregulować w inny sposób. Dłużnik zostaje wplątany w dodatkowe problemy, z którymi często nie potrafi sobie poradzić i wpada w jeszcze gorszą sytuację życiową. Zabraniając takich praktyk unika się niepotrzebnych nerwów. Uniknie się także dodatkowych i zbytecznych kosztów komorniczych.
Ponadto, bank zbywając wierzytelności dokonuje tego za mniejszą wartość nominalną, a w konsekwencji tego ktoś inny musi pokryć te braki, ponieważ bank nie będzie stratny w swojej działalności. Chciałbym, aby mój przypadek wpłynął na organy legislacyjne i pomógł zmodyfikować przepisy i zabronić dowolnej i beztroskiej sprzedaży wierzytelności bez konsultacji z dłużnikiem lub spadkobiercami, gdy dłużnik już nie żyje.
Nieoficjalnie dowiedziałem się, że poseł na Sejm RP, pan S. Stec, przygotowuje zmianę prawa bankowego i być może taka regulacja znajdzie się w projektach zmian.
W moich oczach bank WBK stracił całkowicie zaufanie jako instytucja bankowa. Wykazał się brakiem staranności i poprawności merytorycznej. Nie pofatygował się, by wykonać choćby jeden telefon lub wysłać jedno pismo informujące o sprawie. W dobrym banku liczą się nie tylko klienci znaczący, ale także i detaliczni, tacy drobni jak ja. Widać, że trudno WBK zaliczyć do grona takich banków. l
Robert Rydlewski
„Gazeta Bankowa” zwróciła się do banku WBK z prośbą o komentarz, lecz nie otrzymała od tej instytucji żadnej odpowiedzi