– Panie prezesie, zapytam wprost – ile funduszy przetrwa kryzys?
– Jeżeli mówimy o funduszach inwestycyjnych, to sądzę, że przetrwają wszystkie. Pozostaje pytanie, w jaki sposób będą funkcjonowały. Zmieniająca się sytuacja na rynku powoduje tworzenie nowych planów inwestycyjnych, zmianę już istniejących. Uważam, że możemy się spodziewać konsolidacji rynku funduszy, choć trudno jest obecnie powiedzieć, na jaką skalę może się ona odbyć. Na poziomie TFI taka sytuacja jeszcze nie zaistniała.
Dotychczas konsolidacja odbywała się na dojrzałych rynkach zachodnich, na których konkurencja jest większa niż u nas. Polski rynek dość szybko wzrastał, było na nim coraz więcej pieniędzy, więc na początku – jeszcze dwa, czy trzy lata temu – nikt nie myślał o fuzjach. Tym bardziej, że polskie TFI stosunkowo niedawno zaczęły wypracowywać zyski. Myśleliśmy, że dopiero wtedy, gdy pod względem wartości zgromadzonych aktywów dojdziemy do średniej europejskiej i rynek się nasyci, a koszty pozyskania nowych klientów znacznie wzrosną – towarzystwa będą zastanawiały się poważnie nad połączeniami. Tymczasem może je wymusić właśnie trudna sytuacja i konieczność oszczędzania.
– To strategia raczej na przetrwanie. Czy oznacza ona, że fundusze przestaną inwestować? Takie osłabienie inwestycyjne – w znaczeniu kupowania nowych spółek – zapowiadają na przykład niektóre fundusze private equity. Ceny akcji na Giełdzie Papierów Wartościowych osiągnęły bardzo niski pułap i nic nie wskazuje na to, aby sytuacja miała się szybko zmienić.
– Jeżeli mówimy o inwestowaniu, to powinniśmy pamiętać, że ono dokonuje się zawsze w warunkach zarówno lepszej, jak i gorszej koniunktury. W przypadku funduszy inwestujących w akcje spółek notowanych na giełdach, to one wciąż szukają możliwości potencjalnego wzrostu przy określonym poziomie ryzyka. Musimy także zauważyć, że pomimo dekoniunktury aktywa funduszy dłużnych wzrosły. Słabnący rynek akcji oznacza na przykład wyższy rynek obligacji. Dlatego nie przewiduję, żeby fundusze inwestycyjne miały zrezygnować z poszukiwania nowych możliwości zysku. Raczej nastąpi alokacja środków w stronę instrumentów o innym poziomie ryzyka. Poza tym tak naprawdę nie jesteśmy w stanie przewidzieć, jak długo będzie trwał kryzys i osłabienie gospodarcze. Szacunki co do tego są bardzo trudne, a te, które się pojawiają są zbyt rozbieżne, żeby można było ocenić czas, w jakim funduszom trzeba będzie zmagać się z trudniejszą sytuacją gospodarczą. Musimy – myślę tu właśnie o funduszach – reagować na bieżąco.
Uważam, że nie możemy w przypadku funduszy inwestycyjnych w żadnym wypadku mówić o strategii biernego przetrwania kryzysu. Bo każdy z nich powinien starać się przynosić atrakcyjne stopy zwrotu, w innym wypadku klienci będą szukać konkurencyjnych funduszy. Można poszukiwać inwestycji o wyższej lub niższej stopie zwrotu przy założeniu określonego poziomu ryzyka, ale nie ma mowy wyłącznie o przeczekaniu dekoniunktury.
– Ale czy to nie jest tak, że sytuację na rynku funduszy można określić słowem stagnacja i wszyscy czekają na koniec kryzysu, zanim rozpoczną jakiekolwiek znaczące działania?
– Cała gospodarka tak naprawdę wyczekuje końca zjawiska kryzysu, zmiany trendów. Jeśli przyjrzymy się rynkowi usług – zobaczymy to najwyraźniej. Na przykład usługi prawnicze, które same w sobie są najlepszym barometrem działań w gospodarce, praktycznie zamarły. A jest to związane z tym, że firmy nie podejmują żadnych strategicznych decyzji. Owszem, rozważały pewne działania, ale w czasie kryzysu decyzje są wstrzymane. Pytanie, na ile obecny kryzys w gospodarce będzie trwały? Obecnie skutki takiego ostrożnego podejścia widać już nie tylko na rynku funduszy, ale niemal w całej gospodarce. Proszę zwrócić uwagę, ile osób w tym roku zdecydowało się na wyjazd w związku z feriami zimowymi oraz ile pieniędzy na ten cel wydano. Albo inny przykład – róże na walentynki. W tym roku sprzedawały się wyjątkowo źle. W ub. roku jedna róża kosztowała 8-9 zł, tym razem trzeba było na nią wydać 15 zł, dlatego wiele osób nie kupowało kwiatów wcale. A ci, którzy jeszcze do niedawna zanosili swoim paniom większe bądź mniejsze bukiety – tym razem decydowali się na jeden kwiat. Obecnie w wielu miejscach szuka się oszczędności. To dotyczy także rynku funduszy. Bo jeśli można połączyć fundusze tak, aby ich obsługa kosztowała mniej, wówczas należy jak najbardziej poważnie podejść do kwestii ograniczenia kosztów utrzymania funduszy. Przy czym uczestnik funduszu nie zauważy zmiany.
– Jak pan widzi przyszłość?
– Patrzę w przyszłość z optymizmem. Media wykreowały w ludziach pewien sposób myślenia. Myślenia, które każe żyć chwilą i tą chwilą się zajmować. Ale czasem trzeba na coś spojrzeć, jako na pewien proces. Obecnie mamy kryzys, który – co do tego nie ma wątpliwości – wiąże się z efektami negatywnymi. I choć nie wiemy, kiedy kryzys się skończy, nikt nie ma wątpliwości co do tego, że w końcu minie. Inwestując musimy patrzeć w przyszłość. Przyszłość, która może być interesująca, bo kolejnym efektem kryzysu – spójrzmy na przykład na rynek nieruchomości – może być np. uśrednienie cen na rynku mieszkaniowym, połączone z większą dostępnością kredytów, a więc z powrotem boomu w budownictwie. W podobnym, dobrym kierunku rozwinie się z pewnością sytuacja funduszy inwestycyjnych.
PAWEŁ PIETKUN