W USA poniedziałek był dniem z całkowicie pustym kalendarium. Ważne było tylko, do jakich wniosków doszli uczestnicy gry rynkowej podczas weekendu i to, jakie wypowiedzi na jego temat padały.
Trudno było znaleźć nie-polityczne oceny, które byłby korzystne dla przywódców europejskich. Najbardziej jednak zepsuły nastroje agencje ratingowe.
Tuż przed rozpoczęciem europejskiej sesji agencja Moody’s oświadczyła, że zajmie się ratingami krajów strefy euro w pierwszym kwartale 2012 (słusznie – poczeka na rozwój sytuacji). Jednak w komentarzu do swojej decyzji nie pozostawiła złudzeń: wynik szczytów oceniła jako zdecydowanie nieadekwatny do sytuacji. Najważniejsze było sformułowanie mówiące o tym, że szczyt nie postanowił o podjęciu zdecydowanych środków w celu zażegnania kryzysu, który jest w fazie krytycznej, a spójność w Unii Europejskiej jest zagrożona.
Potem wypowiedział się też Jean-Michel Six, główny ekonomista agencji ratingowej Standard & Poor’s. Powiedział, że upłynął czas na rozwiązanie problemów zadłużenia i że „być może konieczny jest jeszcze jeden szok, zanim wszyscy członkowie Eurolandu popatrzyli na całą sprawę jednakowo i zaczęli mówić „jednym głosem”. To jest dokładnie to, co ja od dawna mówię. Potrzebne jest stanięcie świata nad przepaścią, żeby Niemcy zgodzili się na druk euro.
Agencja ratingowa Fitch, trzecia z amerykańskich olbrzymów, też dołożyła swoje opinie. Według jej specjalistów porozumienie osiągnięte podczas szczytu nie jest „wyczerpującą odpowiedzią” na trwający kryzys. Ta agencja, tak jak Moody’s, słusznie oceniała też, że nie może oceniać planowanej unii fiskalnej, bo istnieje zbyt dużo niewiadomych. To prawda – ten plan to jest raczej szkic, a nie plan.
Jeśli chodzi o rynek akcji to Intel obniżył prognozę przychodów na czwarty kwartał. Indeksy giełdowe szybko zanurkowały. S&P 500 tracił blisko dwa procent i rynek wszedł w marazm. Pod koniec sesji jednak (jak to często się zdarza) zaczęło się kupowanie przecenionych akcji i inwestorzy przypomnieli sobie o wtorkowym posiedzeniu FOMC. Indeksy ruszyły na północ. Skończyło się spadkami o nieco mniej niż 1,5 procent. To nie było nic nadzwyczajnego. Nie wymazano nawet piątkowym zwyżek. Rynki amerykańskie nadal chce wzrostu.
GPW potwierdziła w poniedziałek, że jej piątkowe ociąganie się w podążaniu za dziwnie zadowolonymi inwestorami z innych giełd było uzasadnione. Opinie agencji Moody’s i weekendowe przemyślenia doprowadziły doz znacznego pogorszenia nastrojów na rynkach, a to przeceniało również WIG20. Pop spadku nastąpiło odbicie, ale po południu indeksy znowu zaczęły się osuwać. Skończyło się to spadkiem o 2,34 proc. Układ techniczny nie zmienił się.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi