O efekcie stycznie nikt już nie mówi. Inwestorzy w pośpiechu sprzedawali akcje obawiając się powtórki scenariusza z ubiegłego roku.
Tydzień na warszawskiej giełdzie zgodnie z oczekiwaniami rozpoczął się niezbyt przyjemnie dla posiadaczy akcji. Przeniesienie nerwowej atmosfery z poprzednich sesji po lekkim rozczarowaniu wynikającym ze słabej postawy popytu na początku roku spowodowało, że wielu inwestorów liczących na zwyżkę w ramach tzw. efektu stycznia straciło cierpliwość i postanowiło sprzedawać akcje. Do wtorku spadki, choć były wyraźne, nie budziły jeszcze większego niepokoju i wyglądały na niegroźną, klasyczną korektę techniczną. Zdecydowane pogorszenie nastroju nastąpiło dopiero w środę, kiedy pod wpływem słabej koniunktury na rynkach zagranicznych nasz indeks WIG20 stracił na wartości 3,7 proc. i nie utrzymał wsparcia na wysokości 1738 pkt. Warto zaznaczyć, iż tego dnia obroty na głównym parkiecie były najwyższe w całym tygodniu sugerując jednocześnie rosnącą presję podażową. Niebezpiecznie wyglądał również narastający impet spadku, który zwykle oznacza, że do wyczerpania podaży droga jest jeszcze daleka. Środowy spadek oznaczał zarazem załamanie wzrostowej tendencji, jaką rynek utrzymywał od dna z 20 listopada czyli od dnia przesilenia na rynku amerykańskim. Ten sygnał potwierdził jednocześnie istotność zwrotu z pierwszych sesji stycznia po odbiciu od kluczowego oporu na poziomie nieznacznie powyżej 1900 pkt. Inwestorzy szybko przypomnieli sobie wydarzenia ze stycznia 2008 roku, które rozpoczęły ubiegłoroczny dramat. Końcówka tygodnia przyniosła jednak lekkie uspokojenie połączone z próbą odrobienia części strat. Pierwsze elementy obronne pojawiły się w czwartek, ale sesja i tak zakończyła się na minusie. Dopiero w piątek nastroje były już lepsze, szczególnie na początku notowań, kiedy nastąpił powrót handlu powyżej poziomu 1700 pkt. Postawa strony popytowej wprawdzie nie zachwycała, jednak ostatecznie cały tydzień udało się zamknąć powyżej 1700 pkt., w czym znacząco pomagała poprawa nastroju na rynkach rozwiniętych. Ten ostatni czynnik można też wiązać z realizacją zysków z krótkiej sprzedaży oraz z zamykaniem krótkich pozycji na kontraktach terminowych. Po siedmiu kolejnych sesjach spadkowych np. na giełdzie we Frankfurcie i spadku indeksu DAX aż o 13,7 proc. taka realizacja zysków z pozycji krótkich wydaje się naturalnym zjawiskiem. Drugim czynnikiem, który przyniósł nieznaczną zwyżkę notowań w końcówce tygodnia są nadzieje na wzrostowy początek nowego tygodnia za oceanem. W najbliższy poniedziałek giełda amerykańska będzie nieczynna (urodziny Martina Luthera Kinga), zaś we wtorek nastroje na parkiecie powinny być lepsze w związku z zaprzysiężeniem Baracka Obamy na urząd Prezydenta Stanów Zjednoczonych.
Po tych kilku sesjach spadkowych obraz rynku wyraźnie się pogorszył, szczególnie w przypadku spółek małych i średnich. Naruszone minima z ostatniego kwartału ubiegłego roku mogą bowiem zapowiadać nadejście kolejnej bolesnej fali wyprzedaży. O koniunkturze w najbliższej przyszłości zdecydują jednak największe spółki. Jeśli ich kursy zdołają utrzymać się powyżej dotychczasowego minimum bessy, to również dla mniejszych firm najbliższa przyszłość może nie być tragiczna. Czynniki makroekonomiczne w najmniejszym stopniu nie zachęcają do kupna akcji. Z drugiej jednak strony bardzo szybko zmniejszająca się rentowność obligacji powinna w niedługiej perspektywie prowadzić do przesuwania części środków w kierunku instrumentów agresywnych.
Jacek Rzeźniczek
Główny Analityk
Secus Asset Management SA
Źródło: Secus Asset Management SA