Lipcowe badania wskazują kolejne wakacyjne osłabienie rynku. Wskaźnik koniunktury bankowej spadł po raz trzeci z rzędu. O wynikach badań i sytuacji na polskim rynku finansowym z dr. Eugeniuszem Śmiłowskim prezesem Instytutu Pentor Research International rozmawia Tomasz Jaroszek.
Wskaźnik koniunktury bankowej mierzony przez Pentor Research International spada już trzeci raz z rzędu. Czy możemy mówić, że są to tylko chwilowe zawirowania czy coś niepokojącego dzieje się na rynku?
Po trzykroć z rzędu spadki są niepokojące, towarzyszy temu oczywiście zmiana trendu, który do tej pory był wzrostowy, a obecnie zamienia się na spadkowy. Mamy natomiast trzy aspekty, które pozwalają nie mieć takich obaw, że jest to zapowiedź wyraźnego pogorszenia koniunktury. Po pierwsze spadki wyraźnie wyhamowały, a wskaźnik obniżył się ostatnio jedynie o 0,7 punkta. Jest to niewielki spadek, wcześniej było to 2,2 punkty, więc spadki wyraźnie wyhamowują. Nazywam to letnią sytuacją, czyli sezonowym osłabieniem koniunktury, spowodowanym mniejszą aktywnością deponentów. Pomimo, że Narodowy Bank Polski podaje imponujące dane o przyroście depozytów, placówki bankowe sygnalizują tutaj wyraźne ochłodzenie skłonności do oszczędzania, zwłaszcza na depozytach terminowych. Głównym sprawcą osłabienia jest rynek depozytowy, natomiast jak burza rozwija się rynek kredytowy. Odnotowaliśmy najwyższe wskaźniki, jeśli chodzi o kredyty mieszkaniowe – 72 procent placówek bankowych twierdzi, że ilość udzielanych kredytów rośnie. Taka sama sytuacja jest w kredytach konsumenckich. Potwierdza to 62 procent placówek. Dobrze jest także w sektorze kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw, czyli przy wartościach do jednego miliona euro. Nie są to już wartości w granicach 70 proc., a niespełna 20, ale i tak jest pewien ruch do przodu. Małe i średnie przedsiębiorstwa także zaczynają interesować się kredytem. Znacznie trudniejszą sytuację mają duże przedsiębiorstwa, które mają zasoby gotówkowe, a wielkość depozytów przedsiębiorstw jest bardzo duża. Poza tym 30 punktów to jest najwyższy wskaźnik ze wszystkich innych badań koniunktury gospodarczej, które są prowadzone w Polsce. Jeżeli popatrzymy na koniunkturę w przemyśle, w handlu czy w budownictwie to jest dobrze jeżeli jest w granicach, jednopunktowego wzrostu, czyli do 10 punktów. My tutaj mamy 30 punktów i jeszcze lepszym wskaźnikiem jest to, gdzie byliśmy przed rokiem. Wtedy to było 18 punktów, więc odnotowaliśmy wzrost o 12 punktów i to wskazuje, że mamy, na giełdzie, do czynienia z pewnym trendem bocznym, czyli pewną stabilizacją. Taka sytuacja powinna się utrzymywać przez najbliższy miesiąc. Więc osłabienie letnie nie grozi załamaniem koniunktury.
A jak pan ocenia ten trend zależności między depozytami a kredytami? Czy to klienci po prostu przeczekali ten rok wojny na depozyty i ruszyli po kredyty mieszkaniowe? Czy może przyczynia się na przykład zamieszanie w związku z rekomendacją T?
Pewnie jakiś wpływ na to ma rekomendacja T. Zawsze kiedy jest sytuacja niepewności, lub są informacje o tym, że zmienią się jakieś regulacje dotąd obowiązujące, to zawsze potencjalni klienci są zaniepokojeni i to jest zrozumiałe. Ja osobiście nie uważałbym, że to akurat na skutek rekomendacji T, jest taki popyt na kredyty mieszkaniowe. Wydaje mi się, że to jest raczej spowodowane tym wyraźnym osłabieniem rynku w końcu ubiegłego roku i na przełomie tego. Dla mnie skłonność do zaciągania kredytów, zwłaszcza mieszkaniowych jest najważniejszym wskaźnikiem optymizmu polskiego społeczeństwa. Jeżeli ludzie chcą zaciągać kredyty, biorą te kredyty, starają się o te kredyty, czyli mają dosyć oszacowaną swoją zdolność kredytową, mają przeświadczenie, że poradzą sobie w swoim gospodarstwie domowym ze spłatą tego kredytu w takim dłuższym czasie. To oznacza, że jednak nasza gospodarka będzie się rozwijała, ponieważ ludzie są skłonni jej ufać, co znajduje odzwierciedlenie właśnie w tych zachowaniach kredytowych. Z tego badania lipcowego jest także jednak niepokojący sygnał, który mówi o tym, że 35 procent placówek, co jest rekordową liczbą w historii naszych pomiarów, sygnalizuje nam, że wzrasta wartość kredytów nieregularnych, a więc kredytów, które są powyżej 90 dni z terminem zapadalności. Oznacza to, że co trzecia placówka zaobserwowała zjawisko spóźniania się, albo zaprzestania spłaty kredytów przez klientów. Ta obawa jest dosyć silnie generowana, a za nią idą także Narodowy Bank Polski, który sygnalizuje tą wartość kredytów nieregularnych, jako stale wzrastającą i to nie tylko na kredytach mieszkaniowych, bo te kredyty są najlepiej spłacane. Dużo gorzej jest ze spłacaniem kredytów na kartach kredytowych. Problemem jest też to, że mało który klient uważa, że mając kartę kredytową posiada kredyt w banku. Sygnalizuje się, że pewne grupy mają kłopoty ze spłatą kredytów konsumenckich. Ostatnio pojawiła się taka informacja o tym, że komornicy częściej zabierają część rent i emerytur starszym osobom, ponieważ nie spłacają rat kredytowych, a to oznacza, że grupa, która dotąd regularnie spłacała kredyty ma także trudności płatnicze.
Wspominał pan jeszcze o Narodowym Banku Polskim często i tutaj ostatnio duże badanie dotyczące kondycji sektora bankowego i wnioski Narodowego Banku Polskiego, że nie mamy się, co obawiać recesji, wszystkie możliwe stress testy nam nie straszne i polski sektor finansowy jak najbardziej stabilny. Czy wnioski Pentora potwierdzają taką opinię?
Zdecydowanie. Badania koniunktury prowadzimy w zasadzie od 1993 roku, a więc prawie18 lat. I nigdy w historii naszego wskaźnika Pengab nie znalazł się w strefie wartości ujemnych. Co to znaczy? Wskaźnik ten tak jest obliczany, że jeśli wszyscy są optymistami to jest plus 100 procent, jeżeli wszyscy są pesymistami to jest minus 100 procent. On przyjmuje taką wartości 200 procent. Zawsze jest na wartości plusowej. Żaden obszar naszej gospodarki, żaden segment, żadna branża nie miała takiego okresu prosperity jak bankowość. Oczywiście są okresy schładzania koniunktury i są okresy zdecydowanej poprawy. Wskaźnik Pengab nawet potrafił podchodzić pod 50 punktów, teraz już mu się to nie zdarzy raczej, ponieważ wiemy, że sytuacja jest trochę inna niż była w połowie, czy tam w końcu lat ’90 kiedy mieliśmy ten pierwszy okres pozytywnej koniunktury. Więc jeżeli patrzeć z tej perspektywy to można powiedzieć, że jest to bardzo bezpieczny segment naszej gospodarki. Dodajmy też, że jest niezwykle opłacalny, generujący duże zyski. Ostatnie badanie, jakie prowadziliśmy na okoliczność upadku banku miało miejsce dziesięć lat temu. To był koniec lat ’90, kiedy był temat Banku Staropolskiego czy później jeszcze tam Banku Częstochowskiego. Czyli mamy całe 10 lat, bez większej kolizji na rynku finansowym. Trzeba powiedzieć, że sektor finansowy nie tylko się szybko w Polsce odbudował, to znaczy właściwie można powiedzieć, że został zbudowany od podstaw de facto, ale także jest dobrze prowadzony. To także zasługa nadzoru bankowego, który jest bardzo rygorystyczny, jak niektórzy twierdzą, ale ten rygoryzm znajduje odzwierciedlenie w świetnej kondycji. Jest dobrze zrobiona cała sieć instytucji wspomagających bezpieczeństwo finansowe. Bankowy Fundusz Gwarancyjny i szereg innych instytucji, które współpracują ze Związkiem Banków Polskich. W sumie powstała infrastruktura finansowa sprawnie działa i przyczyniła się do tego, że kryzys bankowy w Polsce w porównaniu do innych krajów miał przebieg dość łagodny. Żaden bank nie sięgnął do państwowej kasy i nie potrzebował innego zewnętrznego wsparcia .
Nie mogę nie zapytać o sytuację Banku Zachodniego WBK i jak pan ocenia perspektywę przejęcia takiego dobrze prosperującego banku przez giganta PKO BP?
Bankowcy, sami bankowcy, kiedy pytaliśmy ich przed miesiącem mieli dosyć rozbieżne opinie na ten temat. Pytaliśmy wówczas, czy to dobry pomysł, żeby konsorcjum polskich firm, z krajowym kapitałem odkupiło bank od Irlandczyków. Większość, prawie dwie trzecie z dwustu pytanych odpowiedziała tak, to dobry pomysł. Jeżeli popatrzymy na internautów to widzimy, że zamiar przejęcia BZ WBK przez PKO BP wywołuje duże niezadowolenie, zwłaszcza wśród klientów banku . Osobiście zdania na ten temat nie mam, aczkolwiek uważam, że udział kapitału krajowego, polskiego, w strukturze naszych banków jest za niski. 75 procent aktywów jest w rękach kapitału zagranicznego, a powinno być mniej – w granicach 55 – 60 procent. Patrząc z tej perspektywy, to jestem jak najbardziej za tym żeby ten kapitał polski przejął Bank Zachodni WBK, ale z tego, co widać nie ma znów kapitału prywatnego, niepaństwowego, który byłby skłonny w to wejść. Efekt synergii, jeżeli popatrzeć na poprzednie fuzje, które się dokonały w sektorze bankowym, wymaga sporo wysiłków i nie przychodzi łatwo. Nie odpowiem zatem jednoznacznie `czy jestem za czy przeciw temu żeby Bank Zachodni został przejęty przez PKO BP, ponieważ jestem za tym żeby kapitał polski był bardziej usytuowany w sektorze bankowym, natomiast niekoniecznie powinien być to kapitał państwowy.
Źródło: PR News