Dzisiaj w Polsce też, podobnie jak w USA, zostanie opublikowany raport o inflacji, ale tej bardziej ważnej inflacji w cenach konsumenta (CPI). Powinny one wpłynąć tylko i wyłącznie na zachowanie rynku walutowego. Im wyższa inflacja tym lepiej dla złotego. Rynek akcji wpatrzony będzie nadal w to, co będzie się działo za granicami Polski. Dla złotego problemem jest to, że na wykresie EUR/USD widać kształtującą się formację podwójnego szczytu. Jeszcze jeden spadek dzisiaj lub w środę) i formacja zostanie w pełni ukształtowana, a to wygenerowałoby techniczny sygnał kupna dolara z zakresem spadku EUR/USD do 1,34 USD. Gdyby tak sygnał się pojawił to tracące euro pociągnęłoby za sobą osłabienie złotego. Gracze na naszym rynku muszą to brać poważnie pod uwagę. Może się bowiem okazać, że w czwartek złoty będzie znacznie słabszy niż w poniedziałek.
GPW w poniedziałek poszła śladem innych giełd europejskich. Nieznaczny był wpływ opublikowanych przed sesją raportów kwartalnych Lotosu (słabszy od oczekiwań oraz PGNiG i PKN Orlen, które inwestorów nie zawiodły. U nas również wzrost przed południem były bardzo niewielki, a obrót nieduży. Czekano na rozwój sytuacji, ale im bliżej było otwarcia sesji w USA tym lepiej wyglądał rynek prowadzony na północ przez coraz lepsze zachowanie giełd europejskich. Szczególnie dobrze zachowywał się PKN. Generalnie rynek spółek surowcowych (za wyjątkiem Lotosu) był bardzo silny. Indeksy bardzo mocno wzrosły, ale minusem było to, że obrót był nieduży. Widać było, że to nie tyle popyt jest olbrzymi i przekonany do kupna akcji ile po prostu wycofała się podaż. Takie zachowanie cechuje rynek będący jedynie we wzrostowej korekcie.
Dzisiaj kolejne spółki będą publikowały raporty (to już koniec sezonu publikacji raportów) i to może, w niewielkim stopniu wpłynąć na ruchy indeksów. Najgorsze jest to, że jutro jest święto, ale tylko w Polsce. Gracze mogą się bać tego, co zobaczą po powrocie w czwartek na parkiet, bo przecież wszyscy wiedzą, że w każdej chwili na rynek trafić może informacja, która znowu wywoła przecenę. To może, a nawet powinno, osłabiać popyt i szkodzić indeksom. Wczorajsze zachowanie rynków amerykańskich też nie może nikogo zachwycić. W tej sytuacji co prawda sesja rozstrzygnąć się powinna po publikacji danych o amerykańskiej inflacji PPI, ale trudno być nadmiernym optymistą.
Jednodniowy wzrost indeksów nie jest sygnałem końca problemów
W poniedziałek rano niespodzianki nie było. Indeksy na giełdach rosły, bo popyt zachęciło piątkowe zachowanie giełd amerykańskich i kolejne zastrzyki gotówki, którą wpuszczały do systemu banki azjatyckie (przede wszystkim Bank Japonii). Zyskiwał tez dolar reagując w ten sposób na oświadczenie Ludowego Banku Chin, który poinformował, że w pełni wierzy w siłę amerykańskie waluty, która nadal pozostanie walutą, w której przechowywana będzie większość chińskich rezerw walutowych. Skala zwyżki indeksów była początkowo niewielka, co po dużych spadkach sygnalizowało, że gracze są bardzo niepewni i niechętnie podejmują decyzje o kupnie akcji. Jednak im bliżej było otwarcia sesji w USA tym mocniej rosły indeksy, a po publikacji danych makro jeszcze szybciej ruszyły na północ.
Poniedziałkowa sesja w USA z założenia powinna była przynieść zwycięstwo byków (wynik piątkowego zwrotu). Od początku oczywiste było, że nawet duża zwyżka indeksów nie będzie (na dłuższy okres) sygnałem kupna. Było za to prawie pewne, że bardzo słabe zachowanie rynku będzie sygnałem nadchodzących, nowych kłopotów. Jeśli bowiem działania banków centralnych i zapewnienia wielu analityków (również Międzynarodowego Funduszu Walutowego) nie pomogłyby rynkowi akcji to gracze naprawdę mogliby się przestraszyć.
W komentarzach twierdzono, że pomagały bykom dane makroekonomiczne. Rzeczywiście dane o lipcowej sprzedaży detalicznej były nieco lepsze od oczekiwań. Po czerwcowym spadku sprzedaż wzrosła o 0,3 proc., a bez samochodów o 0,4 proc. Oczekiwano wzrostu o 0,1 pkt. procentowego niższej. Nie były to jednak dane, które w istotny sposób zmieniały obraz sytuacji. Nie zmienia to postaci rzeczy, że z pewnością nie mogły też zepsuć nastroju bykom. Dane o zapasach w amerykańskich firmach była bardzo słabe, ale rynki je zawsze lekceważą. Warto jednak odnotować, że zapasy wzrosły o 0,4 proc., a sprzedaż spadła o 0,3 proc. (największy spadek od stycznia tego roku). Nie jest to tendencja potwierdzająca dobrą formę konsumentów.
Rynek walutowy jednak nadal wzmacniał dolara. Oprócz wotum zaufania, które Ludowy Bank Chin udzielił amerykańskiej walucie i danych o sprzedaży detalicznej pomagały dolarowi informacje mówiące o negocjacjach ECB i Fed. Podobno banki prowadzą rozmowy, które umożliwić mają (jeśli zajdzie taka potrzeba) dokonanie wymiany euro na dolary, co umożliwiłoby zapewnienie amerykańskiej waluty europejskim bankom. Takie transakcje (swap walutowy) nie muszą zostać zrealizowane, ale zapowiedź dyskusji o takiej możliwości musiała dolarowi pomóc. Wzmocnienie dolara zazwyczaj szkodzi rynkom surowcowym i rzeczywiście cena ropy (po początkowym wzroście) spadała, ale niewielki wzrost ceny (0,25 proc.) został ocalony. Staniało też złoto, ale miedź mocno zdrożała (2,6 proc.). Wydaje się, że po prostu uspokojone fundusze wracały na ten rynek.
Dla rynku akcji najważniejszą informacją (oprócz zastrzyków gotówki dostarczanej przez banki centralne) było chyba to, że Global Equity Opportunities Fund, fundusz grupy Goldman Sachs, dostał zastrzyk finansowy (3 mld USD) i to nie tylko od firmy matki, ale i od zewnętrznych inwestorów. Takie posunięcie zwiększyło wiarę inwestorów w to, że duże pieniądze uważają obecną, trudną sytuację za przejściową. Jednak nie tylko dobre informacje napływały na rynek. Accredited Home Lenders (AHL) postanowił wytoczyć proces firmie Lone Star Funds (fundusz private equity) w celu zmuszenia jej do wypełnienia umowy zgodnie z którą miała ona za 400 mln USD przejąć AHL. Mocno taniały również akcje Fannie Mae i Freddie Mac (wspomagane przez rząd firmy udzielające kredytów hipotecznych), którym odmówiono zwiększenia limitów inwestycyjnych. Szkodziły też rynkowi spółki sektora budowlanego. Ich akcje spadały, bo Beazer Homes opóźnił swój raport kwartalny, a Hovnanian Enterprises poinformował, że zamówienia tej firmy spadły w ostatnim kwartale o 24 procent.
Z powyższych powodów zachowanie rynku było bardzo niezachęcające. Po bardzo dobrym początku sesji indeksy przez blisko pięć godzin osuwały się. Owszem, kilka razy byki atakowały, ale zawsze natrafiały na bardzo silny opór podaży i musiały się wycofać, a indeksy spadały niżej niż przed ich atakiem. Od początku oczywiste było jednak, że takie rozgrywki nie mają większego znaczenia, bo i tak dopiero zachowanie rynku w ostatniej godzinie pokaże, jaki jest naprawdę jego stan. Wiedzieli to wszyscy, wiec nic dziwnego, że tuż po 20.00 popyt zaatakował. Ten atak jednak też się nie udał i pół godziny przed końcem sesji indeksy znowu testowały poziom piątkowego zamknięcia. Od tego momentu byki nie miały już przekonania do kontynuowania ataków. Owszem, podjęto jeszcze jedną próbę, ale była znowu nieudana i sesja zakończyła się neutralnie. Widać, że nastroje w USA są nadal bardzo słabe i byle impuls (np. wyższa od prognoz inflacja) może znowu doprowadzić do dużych spadków.
Ponieważ w środę w Polsce jest święto to omówię to, co zapowiada w ciągu dwóch kolejnych dnia kalendarium. Dzisiaj rano zostaną opublikowane raporty makroekonomiczne ze strefy euro (wzrost PKB i produkcja przemysłowa), ale nie będą one miały żadnego realnego wpływu na zachowanie rynków. Istotne będą raporty amerykańskie (o ile w obecnej sytuacji dane makro mogą o czymś w ogóle przesądzić). Z niecierpliwością gracze czekać będą na dane o inflacji w cenach producenta (PPI) (bardziej istotna będzie inflacja bazowa). Co prawda Fed niespecjalnie zwraca uwagę na PPI i dlatego rynek na dane lepsze od oczekiwań zapewne nie zareaguje, ale gdyby była znacznie wyższa od oczekiwań to bardzo zaszkodziłoby akcjom i pomogło dolarowi. Publikacja bilansu handlu zagranicznego USA wpłynie jedynie na rynek walutowy – im wyższy tym lepiej dla dolara. Dla rynku akcji istotne mogą być raporty kwartalne spółek (Home Depot i Wal Mart Stores).
W środę gracze znowu będą czekali na publikację danych o amerykańskiej inflacji. Tym razem będą to dane o inflacji konsumenckiej CPI, a to właśnie jej składnik bazowy Fed najbardziej obserwuje. Pozostaje powtórzyć, że gdyby inflacja była znacznie wyższa od oczekiwań to bardzo zaszkodziłoby akcjom i pomogło dolarowi. Wysoka inflacja podważyła sensowność zwiększania podaży pieniądza przez Fed i zdecydowanie zmniejszyła (praktycznie do zera) możliwość obniżki stóp, a tego rynki akcji by nie polubiły.
Dodatkowo zobaczymy jeszcze jak będzie się rozwijała gospodarka w regionie Nowego Jorku (publikacja indeksu NY Empire State). Teoretycznie im lepsze dane tym lepiej dla akcji i dla dolara, ale taka zależność będzie obowiązywała jedynie wtedy, gdyby dane o inflacji były neutralne. To też jeszcze nie wszystkie publikacje makroekonomiczne. Zobaczmy, jaka w lipcu była dynamika produkcji przemysłowej i wykorzystanie potencjału produkcyjnego, ale to nigdy nie ma większego wpływu na rynki. Bardziej może na nie podziałać publikacja przez NAHB indeksu rynku nieruchomości. To jednak też będzie miało znaczenie jedynie przy neutralnych danych o inflacji (im wyższy indeks tym lepiej dla dolara i akcji). O danych o tygodniowej zmianie zapasów paliw możemy zapomnieć – utoną w tłumie pozostałych raportów.