„Moda na kupowanie akcji w pierwszych ofertach publicznych (IPO) trwa. Inwestorzy indywidualni nadal zamawiają znacznie więcej akcji niż jest oferowanych i ostatecznie w wyniku redukcji na każde 100 papierów kupują zazwyczaj kilka, czasami kilkanaście akcji […]. Duże zainteresowanie akcjami wykorzystują domy maklerskie i banki, oferując na kupno akcji kredyty, które mają zwiększyć szansę inwestora na kupno planowanej liczby akcji. W praktyce tzw. lewar inwestorom nic nie daje, zwiększa ryzyko i podnosi koszt kupna akcji.” – czytamy w „Gazecie Prawnej”.
„Oferowanie kredytów na zakup akcji w IPO ma sens, gdy sprzedaje się dużą, wartą ponad 500 mln zł emisję i oczekiwana jest duża redukcja. Ale i wtedy lewar nie powinien być wyższy niż dziesięciokrotność środków własnych” – uważa Michał Marczak, szef analityków DI BRE Banku. W jego opinii gdy oferta jest mała, ma wartość 30-50 mln zł, lewarowanie jest bezsensowne. „Taką emisję klienci indywidualni są w stanie kupić ze środków własnych” – uważa i dodaje, że DI BRE Banku przy małych i średnich IPO nie oferuje kredytów.
Podobnie uważa Grzegorz Zalewski, właściciel portalu futures.pl i ekspert DM BOŚ. ” Wiele emisji bez kredytów sprzedałoby się w całości, z niewielkimi redukcjami. Tymczasem oferowane są kredyty, co stawia inwestorów w przymusowej sytuacji. Boją się, że nie dostaną tyle akcji, ile chcą, i zapisują się na wielokrotnie więcej. Zarabiają na tym kredytodawcy” – mówi.
Kupowanie na kredyt akcji w publicznych ofertach prowadzi do zwiększenia redukcji w zapisach i ograniczenia udziału inwestorów. We wczorajszym wywiadze dla „Gazety Prawnej” szef Komisji Nadzoru Finansowego Stanisław Kluza przyznał, że zbyt wysokie lewary powodują, że na rynku brakuje równowagi. Jednak Komisja nie może ingerować w ten obszar postępowania uczestników rynku.
Więcej na temat w dzisiejszym wydaniu „Gazety Prawnej”.
