Analitycy spodziewają się dobrego roku dla inwestorów i odbicia gospodarczego w drugiej połowie roku. Pesymizm z ubiegłego roku zamieniliśmy na różowe okulary. Zaryzykuję hipotezą, że będzie znacznie gorzej, niż wszystkim się wydaje, a odczują to również banki i ich klienci.
Banki kolejny rok mogły pochwalić się rekordowymi wynikami. Nie było już tak łatwo, plany sprzedażowe poszły ostro w górę i trzeba było rzucić trochę grosza na rozwój technologii. Na horyzoncie widać z kolei restrukturyzację, ograniczone budżety, zamrożone zatrudnienie w wielu działach i zwolnienia tam, gdzie bank może oszczędzić. Konkurencja nie śpi i ma środki własne często przekraczające wartość niejednego sektora bankowego. Przed bankami jest więcej zagrożeń, niż mogłoby się wydawać.
Ostrożność zmniejszy zyski
„Podatek” bankowy wraca niczym bumerang. Politycy z jednej i drugiej strony rozważają nałożenie kolejnej opłaty na banki, tłumacząc decyzję zwiększeniem bezpieczeństwa. Tym razem nie było dyskusji i uprzedzania, mamy za to konkretne decyzje, chociaż nie padło słowo „podatek”.
„W Bankowym Funduszu Gwarancyjnym powstanie specjalny fundusz stabilizacyjny, który ma być dodatkowym źródłem finansowania ewentualnych działań służących utrzymaniu stabilności sektora bankowego. Fundusz byłby zasilany częścią wpływów z opłaty rocznej pobieranej przez BFG od banków” – wskazano w komunikacie CIR.
Jak czytamy w komunikacie: „Zdaniem projektodawcy, utworzenie funduszu stabilizacyjnego powinno zwiększyć zaufanie przedsiębiorstw (małych i średnich) oraz gospodarstw domowych do sektora bankowego. W przyszłości środki z funduszu mogłyby zostać wykorzystane również do restrukturyzacji banków i ich uporządkowanej likwidacji (tzw. resolution).”
– Obowiązkowa opłata ostrożnościowa stanowić będzie nowe obciążenie finansowe dla banków i zbiega się w czasie z określaniem coraz wyższych wymogów regulacyjnych w zakresie adekwatności kapitałowej mających na celu zwiększanie środków własnych w celu zapobiegnięciu utraty płynności i wypłacalności przez banki – tłumaczy przedstawiciel PKPP Lewiatan.
Konkurencja czai się wszędzie
Usługi finansowe wprowadzane przez firmy nie będące klasycznymi bankami traktujemy jako ciekawostki, egzotykę w zestawieniu z klasyczną bankowością. Tesco, Google, Facebook to jednak instytucje, które jedną decyzją mogą zacząć rewolucję w poszczególnych branżach, w tym w finansach. Google ma zasięg nieporównywalny z żadnym bankiem, a już pod koniec roku padały propozycje stworzenia karty kredytowej zintegrowanej z portfelem Google.
Konkurencję zagraniczną odczują również rodzime domy maklerskie, często związane z bankami. Zagraniczne platformy oferujące możliwość zarabiania na instrumentach pochodnych wyskakują w sieci jak grzyby po deszczu, a założenie rachunku wymaga po prostu kilku minut na wysłanie wirtualnego wniosku.
Rynek pracy ważniejszy niż kurs franka
Przełom grudnia i stycznia to okres wzmożonych podsumowań i prognoz. W tym roku jest wyraźne odwrócenie myślenia: ma być już tylko dobrze, gospodarka odbije w połowie roku, nie czekamy już na koniec świata. Odzwierciedla to dobrze fundusz prof. Rybińskiego, który stracił już 34 proc. na swoim scenariuszu katastrofy w Unii Europejskiej.
Wygaszony z końcem 2013 roku program „Rodzina na swoim” miał duże znaczenie dla rynku kredytów hipotecznych. Zarówno banki, jak i deweloperzy, czekają na kolejny program wsparcia ze strony rządowej. Ten z kolei jest w fazie planów, czyli – tłumacząc język polityków – nie wiemy konkretnie, kiedy go zobaczymy. W polityce udzielania kredytów hipotecznych nie pomaga również KNF, który chce już całkiem zakazać kredytów walutowych. Trudno wyobrazić sobie klientów kupujących mieszkania, kiedy gospodarka zwalnia, a w perspektywie nadchodzących miesięcy szykuje się program „Mieszkanie dla młodych. Te „kilka miesięcy” będzie słabym dla banków okresem, który będą musiały wynagrodzić sobie innymi opłatami lub kredytami konsumpcyjnymi. W tych ostatnich mają jednak coraz silniejszą konkurencję – parabanki.
Rynek pracy także nie napawa optymizmem. Portfele kredytowe w bankach nie psuły się znacząco w ostatnich latach, bo Polacy mieli pracę. Chociaż wydaje się to zbyt dużym uproszczeniem, to jednak rynek pracy jest w Polsce kluczowy. Wysokie bezrobocie prędzej wywoła problemy ze spłatą kredytów niż rosnący o kilka groszy kurs franka. Rozumiem noworoczny optymizm, zasypanie problemów wielu gospodarek masowym dodrukiem pieniądza i różowe okulary patrzących na giełdy, ale wychodząc na ulice, czytając ogłoszenia o pracę i widząc kryzysowe budżety i plany restrukturyzacji w firmach, nie dołączę w tym roku do grona optymistów.