Za nami gorzka lekcja naiwności klientów. Żeby uniknąć powtórki z Amber Gold, wypada pamiętać, że naciąć można się również w całkiem dobrze nam znanych instytucjach. Banki mistrzowsko opanowały sztukę niedopowiedzeń i omijania niewygodnych faktów. Przypominamy, gdzie najłatwiej stracić czujność, wybierając konto, lokatę czy kredyt.
Nie tylko Amber Gold manipulował reklamami, oferując pożyczki pod postacią lokat. Niejasności i niedopowiedzeń w sprawie ofert spodziewać się można również w bankach. O szczegółowych warunkach klient dowie się dopiero, gdy skrupulatnie przestudiuje regulamin.
Uwaga na kredyty
Pierwszy z brzegu przykład to kredyty. Banki mogą wpisać w reklamie w zasadzie dowolne wartości, bo gdzieś na dole znajduje się wyjaśnienie, że stawka podana jest dla modelowego klienta. Czyli takiego, który jest marzeniem z punktu widzenia banku. Ma duże dochody, mnóstwo innych produktów i ogromne oszczędności w depozytach. A tacy zdarzają się raz na kilka tysięcy i z reguły nie są zainteresowani kredytem. BZWBK reklamował kredyt na 5,99 proc., w praktyce jednak uzyskanie pożyczki na takich warunkach było mało realne dla przeciętnego klienta.
Oprocentowanie nominalne podawane w reklamach kredytów w zasadzie nijak ma się do rzeczywistej ceny. Obok oprocentowania pojawiają się dodatkowe koszty – kilkuprocentowa prowizja, obowiązkowa składka z tytułu ubezpieczenia, a czasami nawet płatne konto osobiste, z którego pobierane są kolejne raty. W praktyce różnice mogą być tak duże, że koszt kredytu na 15 tys. może się różnić między ofertami nawet o 6 tys. zł!
Z 4 proc. można zrobić nawet 10
To kolejny majstersztyk bankowych reklam. Obecnie średnie oprocentowanie najlepszych lokat oscyluje w okolicach 5-6 proc. Są jednak banki, które kuszą stawką znacznie wyższą, np. oprocentowaniem do 10 proc. Taką ofertę ma Inteligo. Problem w tym, że jest to lokata progresywna, a zysk na poziomie 10 proc. można osiągnąć tylko w ostatnim miesiącu. Średnie oprocentowanie wynosi 5 lub 5,23 proc. – w zależności od długości depozytu. A od zysku trzeba jeszcze odjąć 19-proc. podatek Belki. Rzeczywisty zysk wyniesie zatem nieco powyżej 4 proc.
Podobny chwyt stosował GetinOnline, oferując Lokatę Maratończyka. To depozyt 42-miesięczny, bo tyle kilometrów ma bieg maratoński. Choć reklama biła po oczach wielką 10-tką, w praktyce średnie oprocentowanie depozytu wynosiło 7,13 proc. (5,78 proc. po opodatkowaniu). A jeśli klient nie dobiegł do mety długiego maratonu i zerwał depozyt, otrzymał tylko 75 proc. odsetek.
Bezpłatne konto z haczykiem
Niemal każdy bank oferuje konto osobiste dla internautów. Niemal każdy bank podkreśla, że takie konto jest bezpłatne. I niemal każdy bank nie mówi wprost, że pobiera opłatę za kartę. Prowizji często można uniknąć wykonując określone operacje, ale w praktyce opłata za kartę jest integralnie związana z obsługą konta. Karta jest kluczem do środków zgromadzonych na rachunku.
Inny przykład niedomówień to oferta depozytu powiązanego z kontem. Owszem, bank jest w stanie zaoferować nawet 9 proc. na lokacie, ale stawia drobny warunek – klient musi otworzyć konto osobiste. A takie konto nie zawsze jest bezpłatne. Co niektórzy uzależniają natomiast oprocentowanie od wykupienia dodatkowych produktów, np. programu systematycznego oszczędzania (np. Idea Bank i słynne IKE na 8,5 proc.).
Wybrane przykłady to tylko kropla w morzu bankowych niedomówień. Wystarczy przyjrzeć się bliżej dowolnej reklamie, by pozbyć się złudzeń na temat wyjątkowych cech danego produktu. Czy zatem reklama kłamie? Nie. Każda z nich ma w sobie ziarnko prawdy. Za to eksponuje tylko wybrane fakty.
Źródło: Bankier.pl