Spekulacje dotyczącego nowego monetarnego wsparcia dla amerykańskiej gospodarki pomogły mocno wyprzedanemu rynkowi odrobić straty z początku sesji. Mimo lekko optymistycznemu zakończeniu dnia trudno jednak mówić o szansach na kontynuację hossy.
Amerykańskie giełdy runęły w dół po kolejnej słabszej publikacji makroekonomicznej. Tym razem rozczarował indeks aktywności w sektorze usług stanowiącym ponad 80% gospodarki Stanów Zjednoczonych. „Usługowy” indeks ISM spadł w lipcu do 52,7 pkt. wobec 53,3 pkt. w czerwcu i był to najniższy odczyt od lutego 2010 roku. Rynkowy konsensus był ustawiony dość wysoko i kazał spodziewać się wzrostu do 53,7 pkt. Niemniej spowolnienie w sektorze usług okazało się znacznie słabsze niż w przemyśle.
Pozostałe dane z USA zaprezentowały się nawet nieco lepiej od prognoz. Raport ADP pokazał, że w lipcu zatrudnienie w sektorze prywatnym zwiększyło się o 114 tys., czyli o 14 tysięcy więcej niż oczekiwał rynek. Tyle że miesiąc wcześniej ADP raportował o wzroście zatrudnienia rzędu 157 tys., zaś dane rządowe pokazały tylko 57 tys. Nieco poprawiły się też wyniki przemysłu: finalny odczyt dynamiki zamówień na dobra trwałe zrewidowano z 0,1% do 0,4% mdm. Zamówienia ogółem spadły jednak o 1,9% mdm po tym, jak w maju wzrosły o 1,9%.
Generalnie raporty napływające z amerykańskiej gospodarki kreślą dość ponury obraz. Na tyle ponury, że znów odżyły oczekiwania na kolejną rundę monetarnych stymulantów aplikowanych przez Fed. Spekulacje te dodatkowo podsycił „Wall Street Journal”, co na silnie wyprzedanym rynku (7 spadkowych sesji z rzędu) doprowadziło do wygenerowania odbicia. Przez ponad pięć godzin przeważały zlecenia kupna, dzięki czemu indeks S&P500 odbił się od najniższego poziomu w tym roku i powrócił w rejon marcowego minimum.
Choć pierwsze spojrzenie na wykres dzienny sugeruje, że mogliśmy mieć do czynienia z sesją odwracającą średnioterminowy trend, to po ostatnich doświadczeniach takie wnioski należy stawiać ostrożnie. Na razie na rynkach dominuje tryb awersji do ryzyka, nakazujący kupowanie złota, franka i amerykańskich obligacji skarbowych. Niemniej rynkom akcji należy się choćby techniczne odreagowanie, czego środowa sesja na Wall Street mogła dać początek. Giełdowe byki muszą się teraz modlić o pozytywną niespodziankę ze strony piątkowego raportu Biura Statystyki Pracy oraz o ukojenie obaw o kondycję finansów publicznych Włoch i Hiszpanii.
Krzysztof Kolany
Źródło: Bankier.pl