Z wypowiedzi członków OPEC (Kuwejtu) wynika, że organizacja rozważa wzrost wydobycia po raz pierwszy od dwóch lat. To obniżyło ceny ropy na rynkach, a poprawiło notowania akcji.
W USA inwestorzy odrabiali poniedziałkowe straty, S&P wzrósł o 0,8 proc., a rynkowi przewodziły spółki finansowe. Mniejsza groźba inflacji dyktowana notowaniami ropy szybko przełożyła się na wycenę banków. Warto jednak odnotować, że indeksy giełd Ameryki Południowej nie poszły za Wall Street, lecz dreptały w miejscu.
Inwestorzy w Azji mieli więcej odwagi. Nikkei wzrósł o 0,6 proc. po tym, jak wzrost zamówień w przemyśle wyniósł w styczniu 4,2 proc. wobec grudnia i przekroczył oczekiwania ekonomistów (3 proc.). To najsilniejszy wzrost od pięciu miesięcy i został odczytany jako potwierdzenie ożywienia gospodarczego. Hang Seng wzrósł o 0,4 proc., Kospi o 0,3 proc., a SCI o 0,1 proc. Warto jednak odnotować, że cała czwórka rozpoczęła sesje wyżej, więc do końca handlu inwestorzy raczej pozbywali się akcji korzystając z lepszych cen niż dzień wcześniej.
Sytuacja przed otwarciem rynków europejskich nie jest jednoznaczna. Notowania ropy spadają o 0,5 proc., a kontrakty na S&P notowane są nieznacznie poniżej wczorajszego zamknięcia. Wskazania są neutralne, zachowanie rynków azjatyckich – mimo zanotowanych wzrostów – wskazuje na więcej obaw niż nadziei w sercach inwestorów. Przy braku istotnych publikacji makro w pierwszej części dnia (po otwarciu poznamy inflację w Szwajcarii, a w południe produkcję przemysłową Niemiec w styczniu) skazuje to inwestorów na wpatrywanie się w notowania ropy i szukanie tam wskazówek do dalszych działań.
U nas sytuacja jest ciekawa o tyle, że WIG20 mimo wyraźnej przewagi podaży w ciągu dnia, za sprawą wzrostu w końcówce zanotował rekord hossy liczony według ceny zamknięcia. Co prawda poprzedni (z 18 stycznia) został pobity zaledwie o 0,15 pkt (0,0054 proc.), ale jest to incydent godny odnotowania o tyle, że licząc od listopada każdy kolejny szczyt hossy (według ceny zamknięcia) przekładał się następnego dnia na spadek cen akcji, który rozpoczynał zwykle korektę spadkową. Zdarzyło się to już trzykrotnie. Nie ma wprawdzie żadnej gwarancji – a na dobrą sprawę i powodu – by spodziewać się powtórzenia tej sytuacji, ale rynek obdarzony jest dobrą pamięcią i lubuje się w powtarzaniu pewnych schematów. Alternatywą dla tego zgranego już nieco scenariusza jest wzrost, wybicie z kanału wzrostowego i przyspieszenie hossy. Prawdopodobieństwo takiego rozwoju sytuacji jest jednak niewielkie przy widocznej stagnacji na światowych rynkach.
Przed sesją wyniki podał Pekao, które okazały z grubsza zgodne z oczekiwaniami analityków (zbieżność wyników z oczekiwaniami stawia naszych analityków o rzędy wielkości powyżej umiejętności analityków amerykańskich). Bank podał, że dywidenda wyniesie 6,8 zł na akcję wobec 2,9 zł wypłaconej przed rokiem. Podwojenie dywidendy nie powinno być jednak zaskoczeniem. Pekao ma monstrualnie wysokie współczynniki wypłacalności (na koniec roku 17,17 proc. przy średniej dla sektora w okolicach 12,5 proc.), co przy konserwatywnej dotąd polityce kredytowej musiało znaleźć ujście w wypłacie większej dywidendy, skoro celów do akwizycji chwilowo brak na naszym rynku.
Źródło: Noble Securities SA