W piątek gracze w USA czekali na cudowny, miesięczny raport z rynku pracy. „Cudowny” dlatego, że oczekiwano po cichu wzrostu zatrudnienia o 250 tysięcy (oficjalnie o 200 tys.). W tej sytuacji przyrost o 192 tysiące wywołał uczucie rozczarowania. Nie były to jednak, obiektywnie oceniając, złe dane szczególnie, że zmiana zatrudnienia w sektorze prywatnym była naprawdę spora (222 tys.). Stopa bezrobocia (mało wiarogodny wskaźnik) spadła z 9 na 8,9 proc.
Zmniejsza jednak wagę tego raportu to, że w styczniu dane były fatalne (nawet po ich weryfikacji w górę). Po ostrej zimie (luty nie był już tak srogi) odbicie musiało się pojawić. Ciekawostką było to, że po raz pierwszy od czasu jak śledzę ten raport (pewnie od kilkunastu lat), zwrócono uwagę na średnią płacę za godzinę pracy. Tym razem nie wzrosła, co doprowadziło do spekulacji o zmniejszającej się sile nabywczej w sytuacji, kiedy szybko drożeją paliwa.
W sytuacji, kiedy dane makro okazały się być niezbyt inspirujące zwrócono znowu uwagę na to, co dzieje się na Bliskim Wschodzi i w Afryce. A tam nic dobrego się w piątek nie wydarzyło. Opozycja (można powiedzieć „oczywiście”) odrzuciła mediację Hugo Chaveza, a siły wierne Kadafiemu atakowały opozycję z coraz większą furią. To może by jeszcze przeszło bez echa. Jednak okazało się, że protestowano w Bahrajnie i Jemenie. W Internecie pojawiły się wezwania do zorganizowania „Dnia Gniewu” (11.03 i 20.03) w Arabii Saudyjskiej. Zagrożenie dla Arabii Saudyjskiej to już nie przelewki. Nic dziwnego, że ropa zdrożała o 2,5 procent (ponad 104 USD).
Rynek akcji zareagował na te wszystkie informacje spadkiem indeksów. W samej końcówce walka była bardzo zacięta. Bykom udało się znacznie zredukować skalę spadku indeksów. Sesja pokazała jednak, że lekceważenie sytuacji geopolitycznej jest błędem. W przyszłym tygodniu wszystko będzie właśnie od niej zależało.
GPW potwierdziła w piątek swoją siłę. Sesja rozpoczęła się od niewielkich zmian indeksów, ale już pół godziny później WIG20 podążył za swoimi odpowiednikami na zachodzie i rozpoczął się test poziomu 2.800 pkt. Nie udawało się go przełamać, więc po południu indeks zaczął się osuwać. Podobnie zachowywały się inne indeksy europejskie. Powodem takiego osłabienia było to, że cena ropy po południu rozpoczęła stały marsz na północ. Wydawało się, że zakończymy dzień na poziomie równowagi, ale fixing do tego nie dopuścił. WIG20 wzrósł o 0,73 proc. i brakuje mu już tylko 20 punktów do obszaru kluczowego oporu.
Ponad połowę tego wzrostu zapewnił PKN Orlen. Nieco dziwne zachowanie, bo co prawda zapasy spółki są coraz droższe, ale po pierwsze to nie musi się utrzymać (zależy od ceny ropy), a po drugie, jeśli surowiec nadal będzie drożał, to PKN albo będzie zmniejszał marże albo będzie mniej sprzedawał, co przecież miało niedawno miejsce. Dla indeksu problem jest to, co zrobią u nas spółki sektora paliwowego (szczególnie PKN) wtedy, kiedy ropa będzie taniała.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi