Niespełna miesiąc temu, kiedy echo podwyżki VAT jeszcze nie przebrzmiało, a społeczeństwo pochłonięte wojną na Krakowskim Przedmieściu zdawało się nie dostrzegać histerycznych ruchów rządu zmierzających do załatania powiększającej się dziury w budżecie, zażartowałam nieopatrznie na forum internetowym, że kolejnym podatkiem rząd obłoży banki.
Dzień później, pogrzebałam troszkę, popytałam „ludzi zbliżonych do rządu” i zorientowałam się, że to nie był żart. Rząd wcale poważnie o tym myślał już od dłuższego czasu. Tak jak projekt podwyżki VAT został opracowany jeszcze przed pierwszą turą wyborów prezydenckich, tak i podatek od usług bankowych czekał cierpliwie na odpowiedni moment, kiedy będzie można cichutko wrzucić go bankierom na kark. Całe lato dbano o zastępcze tematy dla prasy i opinii publicznej by nikt nie zwracał uwagi na sprawy związane z naszym polskim być albo nie być. Jednak fakt, że wspominałam o VAT na usługi bankowe, które jak dotąd są objęte zerową stawką tego podatku, niczego nie zmienia. Jeśli premier i jego minister finansów się uprą to podatek wprowadzą. A czy to będzie standardowa stawka VAT czy nowy CIT, jakie to ma znaczenie? Ostateczny koszt i tak poniesie klient – indywidualny, bo instytucjonalny sobie poradzi.
Miliony zarabiane przez banki kuszą rządzących tak bardzo, że bez pardonu starają się wyciągnąć z tego coś dla umierającego budżetu. Nie doszukałam się żadnych rządowych analiz, żadnego rozsądnego uzasadnienia dla nałożenia na banki nowego podatku. Zastanawiam się również, czy ministerialni urzędnicy i doradcy spróbowali pomyśleć jak zachowają się klienci, którzy po pierwsze: zapłacą podatek dochodowy od swojego wynagrodzenia, poczym ich pensja zostanie przelana na bankowy rachunek i znowu zostaną potraktowani podatkiem za to, że korzystają z usług bankowych (przypomnę tu lament bankowców nad poziomem ubankowienia Polaków i próby zmiany tego stanu). Po drugie, jeśli obywatele w szale oślepienia zechcą już dwukrotnie opodatkowane pieniądze zaoszczędzić i przekażą je na lokatę lub inny rachunek oszczędnościowy to zapłacą kolejny podatek (bo korzystają z innej usługi bankowej i do tego śmią na tej usłudze zarabiać – więc podatek Belki również).
Lepsze jest wrogiem dobrego
Łukasz Wardyn, dyrektor zarządzający na Europę Środkową i Wschodnią City Index Polska również uważa, że ewentualne wprowadzenie podatku płatnego przez polskie banki, w jakiejkolwiek formie, jest rozwiązaniem nieuzasadnionym , ponieważ polskie banki były stosunkowo konserwatywne w swojej aktywności, nie inwestowały w ryzykowne instrumenty i nie udzielały kredytów podmiotom o wątpliwej sytuacji finansowej. Rodzime banki przetrwały kryzys bez spektakularnych kłopotów, a państwo nie musiało wspierać tych instytucji pakietami pomocowymi.
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda z punktu widzenia obywatela Niemiec lub Wielkiej Brytanii, gdzie tamtejsze banki były ratowane przez państwa, a wizerunek bankiera był negatywny. Polskie banki, zdaniem Wardyna, mają bardzo dobry wizerunek i nie ma na nie nagonki obywateli tak jak miało to miejsce na przykład w Wielkiej Brytanii. Łukasz Wardyn podkreśla także, że bardziej opłaca się zadbać o utrzymanie dobrego wizerunku banków w Polsce niż szukać zysku tam, gdzie może to być w dłuższym horyzoncie szkodliwe.
Powrót do szarości
Tyle hałasu w mediach – również w Gazecie Bankowej – na temat szarej strefy finansowej, tyle opinii, tyle ostrzeżeń. Niczego to rządzących nie uczy. Pieniądze zgromadzone w bankach zaczną po dodatkowym ich opodatkowaniu odpływać do firm niebankowych, działających często na granicy prawa, a czasem zarządzanych przez skazanych prawomocnymi wyrokami oszustów finansowych (np. Amber Gold). Rozkwitnie Provident (Pekao nie będzie już mogło się do niego z taką dumą porównać), Prominent i inne szemrane firmy pożyczkowe. Pożyczki bez BIK staną się normą. Nie ważne, że droższe i ryzykowne, zwłaszcza dla pożyczającego. Lokowanie pieniędzy w produkty depozytowe oferowane przez konkurencję dla banków stanie się sportem ekstremalnym, bo nigdy nie będzie wiadomo, czy i jaki procent wpłaconej gotówki uda się odzyskać. Kontrola nad rynkiem kredytowym będzie fikcją, podobnie jak nad rynkiem depozytowym. I KNF przestanie być potrzebny. Chyba, że rząd zabierze się do majstrowania przy ustawie o nadzorze finansowym.
Źródło: Gazeta Bankowa