Czerwcowe badania CBOS pokazują, że niemal połowa Polaków obawia się, że ich przyszła emerytura będzie niższa od obecnych zarobków. Z kolei tylko 2 proc. uważa, że ich świadczenia emerytalne będą wyższe niż wynosi ich pensja. O wiele bliżej prawdy są niestety ci pierwsi…
Polacy powinni oszczędzać na jesień życia, a jeśli jeszcze tego nie robią, to muszą nadrobić stracony czas, bo nikt im niezapłaconych składek nie będzie sponsorować. Do takiego brutalnego stwierdzenia można dojść samemu lub wspomóc się chociażby ostatnimi wynikami Centrum Badań Opinii Społecznej. Generalny wniosek z nich płynący brzmi: zakończenie aktywności zawodowej i przejście w stan spoczynku wiąże się dla Polaków z wieloma obawami. Jeśli Polacy nie martwią się jeszcze życiem na emeryturze, to dlatego, że nie wiedzą, jakiej wysokości świadczenia od państwa zastąpią ich comiesięczną pensję.
Przykre wnioski z badań można mnożyć. Prawie połowa z nas obawia się, że wysokość podstawowej emerytury nie sięgnie nawet poziomu obecnej pensji. Po przeciwnej stronie – z opinią „moje świadczenia będą wyższe od dzisiejszego wynagrodzenia” – znalazło się jedynie 2 proc. respondentów. Wszelkie dostępne analizy potwierdzają, że w tym przypadku większość ma jednak rację. Według szacunków ekspertów (np. dr hab. Tadeusza Szumlicza ze Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie) wielkość naszej ostatniej pensji w stosunku do spodziewanych świadczeń emerytalnych otrzymywanych z ZUS i OFE (tzw. emerytura obowiązkowa) zmniejszy się często o połowę.
Oznacza to, że nasze emerytury będą średnio dwa razy mniejsze niż pensja wypłacana nam przez ostatniego pracodawcę. Co więcej, kobiety, ze względu na krótszy okres pracy, niższe przeciętne zarobki i urlopy macierzyńskie, otrzymają jeszcze mniej pieniędzy. W ich przypadku emerytura może wynieść tylko 40 proc. ostatniego wynagrodzenia.
Nie trzeba dużej wyobraźni by stwierdzić, że w momencie obniżenia miesięcznych przychodów, o co najmniej połowę, adekwatnie obniży się standard życia. Mniejszy, aczkolwiek niemały problem będą miały osoby, które zarabiają po 8-10 tysięcy złotych. Będą one musiały zrezygnować z dotychczasowych „luksusów” i zadowolić się emeryturą w wysokości średniej krajowej pensji. Wątpliwe, aby pozwoliło im to na utrzymanie dotychczasowego standardu życia. O wiele większe wyzwanie czeka tych, którzy będą przechodzić na emeryturę zarabiając w granicach średniej krajowej (lub mniej) – w ich przypadku obowiązkowa emerytura może nie wystarczyć nawet na skromną egzystencję.
Mądrość życiowa mówi, że do rozwiązania naszych problemów niezbędna jest świadomość istnienia problemu oraz chęć jego rozwiązania. W przypadku naszych emerytalnych dylematów pierwszy warunek został spełniony – Polacy wiedzą już, że jesień życia różowa nie będzie. Wydawałoby się, że powinniśmy być wręcz zdeterminowani, aby zrobić wszystko, by pomóc sobie samym. Ostatnie wyniki badań CBOS z powrotem sprowadzają nas jednak na ziemię.
Okazuje się bowiem, że według cytowanych już wcześniej badań CBOS-u, jedynie 13 proc. naszych rodaków w wieku produkcyjnym odkłada dodatkowo na emeryturę, a 21 proc. myśli, żeby to robić w przyszłości. Z drugiej strony ponad 50 proc. z nas ani nie oszczędza na przyszłość, ani nie zamierza tego robić. Wynik jak na rozwinięte europejskie państwo jest wręcz szokujący. Ponura rzeczywistość wygląda niestety tak, że tylko osoby składające pieniądze na tzw. dodatkową emeryturę (III filar) mają szanse na to, aby ich dochody na emeryturze nie były niższe od ostatniej pensji.
III filar daje wiele możliwości oszczędzania. Aby w pełni je wykorzystać, nie powinniśmy siedzieć z założonymi rękami, lecz założyć Indywidualne Konto Emerytalne lub przystąpić do Pracowniczego Programu Emerytalnego, o ile oferuje go nam nasz pracodawca.
Jedynie IKE i PPE pozwalają na ominięcie podatku od zysków kapitałowych (podatku Belki) wynoszącego 19 proc. Każde inne lokowanie pieniędzy czy to na lokacie, czy na giełdzie nie jest bowiem z niego zwolnione. Pomyślmy sami o naszej przyszłości już dziś, nie oglądając się na państwo. W końcu tylko za to, co zrobimy sami, możemy brać pełną odpowiedzialność.
Źródło: Legg Mason TFI