Maj był 31. kolejnym miesiącem, w którym obniżały się w skali rocznej wydatki budowlane w Stanach Zjednoczonych. Po 16 następujących po sobie miesiącach zniżki w ponad 10-proc. tempie, drugi raz z rzędu spadek był jednocyfrowy. Droga do pojawienia się wzrostowych tendencji wciąż wydaje się długa i wyboista.
Z ostatnich danych wynika, że w maju wydatki budowlane w USA zmniejszyły się o 0,2% w porównaniu z kwietniem i o 8% w zestawieniu z sytuacją, jaka była rok wcześniej. Na majowy wynik złożył się regres w skali miesiąca prywatnego budownictwa nierezydencjonalnego, który wyniósł 0,6%. Prywatne inwestycje mieszkaniowe obniżyły się o 0,4%. Wzrost nastąpił natomiast w przypadku budownictwa finansowanego ze środków publicznych.
Dane o wydatkach budowlanych są znacznie mniej zmienne niż na przykład informacje o sprzedaży nieruchomości. Stąd też bardziej klarownie obrazują tendencje zachodzące na rynku. Obejmują przy tym informacje dotyczące zarówno wydatków na budownictwo mieszkaniowe, jak i komercyjne, wydatki prywatne i rządowe.
Ożywienie aktywności w zakresie budownictwa ma dwojaki wymiar. Z jednej strony, byłoby argumentem przekonującym, że rynek nieruchomości wychodzi na prostą. Z drugiej strony, można byłoby zacząć mówić o wsparciu koniunktury gospodarczej przez tak ważne koło zamachowe, jakim jest budownictwo. Poprzez efekty mnożnikowe (budowa pociąga za sobą popyt na finansowania, konieczność zatrudniania ludzi, późniejszego wykańczania i wyposażania domu itp.) realny stawałby się stabilny rozwój gospodarki Stanów Zjednoczonych.
Tymczasem jednak rynek nieruchomości w tym kraju, po blisko 3 latach kryzysu, nadal boryka się z ogromnymi problemami. Chodzi przede wszystkim o nie rozwiązany w dalszym ciągu problem nadmiernej podaży domów. Wynika ona zarówno z przeinwestowania w minionych latach, jak również z przelewarowania nabywców, którzy teraz nie są w stanie regulować swoich zobowiązań i tracą nabyte na kredyt domy. Szacuje się, że w I kwartale przedmiotem jednej trzeciej wszystkich transakcji były domy tych, którzy przestali obsługiwać kredyty hipoteczne.
W takich warunkach naturalna jest presja na ceny domów. Uznawany za najlepszy ich miernik, indeks S&P/Case Schiller, w kwietniu podniósł się o 4,7% w skali roku. Podobny wynik wykazał raport o sprzedaży domów na rynku wtórnym. W maju średnia cena wzrosła o 4,2%. Musimy jednak pamiętać o wsparciu, jakie rynek nieruchomości miał do końca kwietnia w postaci zachęt podatkowych, jak również o skali wcześniejszych zniżek cen, które sięgały blisko jednej piątej w skali roku. Bolączką pozostaje nadmierna podaż domów, która na rynku wtórnym odpowiada 8,3 miesiącom sprzedaży w majowym tempie. Bardzo słaby pozostaje przy tym popyt. Wskazuje na to najniższe od II połowy lat 80. XX wieku zainteresowanie kredytami hipotecznymi na kupno domów. Nic dziwnego, że w takich warunkach nie ma ożywienia na pierwotnym rynku mieszkaniowym. Sprzedaż domów pozostaje rekordowo niska, co nie skłania do występowania o pozwolenia na budowę. W efekcie tego utrzymuje się niski poziom rozpoczynanych inwestycji budowlanych. Do tego podaż domów względem sprzedaży wciąż jest nadmierna, choć w bezwzględnych wartościach jest najniższa od 1970 r. Sytuację pogarsza spadek cen na rynku pierwotnym sięgający w skali roku jednej dziesiątej.
Źródło: Home Broker