W poniedziałek amerykańskie byki miały trochę szczęścia. Czekano na publikowane po sesji raporty kwartalne Apple i Texas Instruments, co pomagało rynkowi NASDAQ (czekanie na dobre wyniki to nie to samo, co ich zobaczenie). Przed sesją nie było żadnych raportów dużych spółek. Mówienie o tym, że te mniej znane znacznie poprawiały humory graczy jest nieporozumieniem.
Nastroje mogła popsuć publikacja przez NAHB indeksu rynku nieruchomości. Oczekiwano wzrostu z 19 na 20 pkt., a tymczasem okazało się, że indeks spadł do 18 pkt. Zneutralizowała wpływ tego raportu informacja o szykowaniu przez amerykańską administrację nowego programu pomocy dla stanowych i lokalnych agencji kredytowych. Program ma na celu ułatwienia życia nabywcom domów, bo ma przeciwdziałać wzrostowi oprocentowania kredytów.
Rynek akcji nie tylko z optymizmem czekał na raporty spółek, ale reagował też na analityczne raporty o spółkach. Bank of America-Merrill Lynch podniósł rekomendację dla Caterpillara. Oppenheimer podniósł prognozę dla Motoroli. JP Morgan poinformował, że spodziewa się podniesienia prognozy przez Forda. Sektorowi surowcowemu pomagał też wzrost cen ropy i miedzi.
Ponieważ rynek ma krótką pamięć to gracze zapomnieli, że w czwartek i piątek „lepsze od prognoz” wyniki spółek nie były bodźcem do kupna akcji. Tym razem wyników nie było więc indeksy rosły. Po 2,5 godziny indeks S&P 500 odrobił piątkową stratę i rynek wszedł w fazę konsolidacji. Konsolidacji, która trwała do końca sesji. Żadna strona nie odważyła się zaatakować. Indeks S&P 500 wrócił do poziomów z czwartku, a gracze czekają na poważne impulsy. Sesja nie ma znaczenia prognostycznego.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję wzrostem indeksów. Rosnące ceny akcji w Europie i ogólnie wyraźna poprawa nastrojów nie dawała naszym graczom zbyt wiele wyboru, szczególnie, że pamiętano piątkowe, doskonałe zachowanie GPW. WIG20 popędził na północ kierowany tam przede wszystkim przez TPSA, spółki surowcowe i banki. Potem w roli lidera występował PKO BP. Widać było, że byki chcą (chociaż akurat w poniedziałek to nie było racjonalne) doprowadzić do ataku na opór. Nadal słabo zachowywał się sektor mniejszych spółek.
Już po pół godzinie WIG20 wzrósł o dwa procent dotykając oporu na wysokości 2.317 pkt. Ten atak się nie powiódł. Nie tylko dlatego, że opór wystraszył, ale i dlatego, że na innych giełdach europejskich indeksy się cofnęły. Od tego momentu na rynku zapanował kompletny marazm, a WIG20 kreślił linię poziomą tuż nad poziomem 2.300 pkt. Przed pobudką w USA, kiedy indeksy w Europie znowu zaczęły swój marsz na północ, WIG20 kolejny raz zaatakował opór.
Ten atak też był nieudany, ale indeks nie odskoczył od oporu. Czekał pod nim spokojnie i na pół godziny przed rozpoczęciem sesji w USA znowu go zaatakował. Udało się opór przełamać, ale należy to nazwać naruszeniem, bo skala przełamania była bardzo mała (5 pkt.), a najbardziej deprymujące było to, że niezwykle mały był obrót, co na tym poziomie indeksu mogło bardzo dziwić. Pamiętać jednak trzeba o tym, że na GPW po maleńkim obrocie bardzo często pojawia się duży prowadzący indeks w tym samym kierunku.
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi