Zapisy są przyjmowane w niemal wszystkich biurach maklerskich. Ostateczna cena akcji ustalona będzie w przedziale 17-23 zł. Ponieważ inwestorzy indywidualni będą mogli kupić maksymalnie tylko 10 proc. oferty (reszta jest dla inwestorów instytucjonalnych), czyli około 26 mln akcji, to należy spodziewać się dużej redukcji. Czyli chętnych może być znacznie więcej niż akcji do przydziału.
Debiut na giełdzie zaplanowano na początku listopada. Spółka powinna dać zarobić od razu kilkanaście procent. Jednak pod warunkiem, że nie dojdzie do załamania koniunktury giełdowej.
PGE może dać zarobić także w dłuższej perspektywie. Dlaczego? Bo ma dobre fundamenty i nieduże zadłużenie. W ubiegłym roku zarobiła 1,9 mld zł przy ponad 20 mld zł przychodów. W tym roku zysk ma być o połowę większy. W dodatku firma zamierza co roku wypłacać 40-50 proc. zysku akcjonariuszom w formie dywidendy. Elementem ryzyka jest za to uzależnienie wielkości przychodów od polityki Urzędu Regulacji Energetyki, który zatwierdza taryfy (podobnie jak w PGNiG).
Osoby, które myślą o kupnie akcji PGE, muszą sobie przede wszystkim odpowiedzieć na pytanie, czy chcą pozbyć się walorów zaraz po debiucie spółki na giełdzie, czy też będą je trzymać przez dłuższy czas.
Zarobek na pierwszej sesji
Wszystkie tegoroczne debiuty giełdowe, których dotąd było siedem, przyniosły pierwszego dnia zysk. Można było zarobić od 10,7 proc. w przypadku ostatniego debiutanta (Delko) do 54,9 proc. na walorach przenoszącego się z rynku New Connect na główny parkiet centrum Klima. Dziś jednak wyższe ceny niż w ofercie publicznej mają już tylko cztery firmy, jedna jest notowana na poziomie ceny emisyjnej, a dwie wyraźnie poniżej niej.
Suche statystyki nie mówią jednak wszystkiego. Najczęściej w przypadkach, gdy występuje duże przebicie względem ceny emisyjnej podczas pierwszych notowań, znacząco są wcześniej redukowane zapisy w ofercie publicznej.
Tym samym bezwzględny zysk okazuje się minimalny (jeśli zapiszemy się nawet na akcje za 100 tys. zł, a dostaniemy jedynie 5 proc. z tego, to nawet przy 20-procentowym wzroście kursu zarobimy jedynie 1 tys. zł). W takich sytuacjach często inwestorzy posiłkują się kredytem na zakup akcji. Również w przypadku oferty PGE dostępna jest taka możliwość. Można uzyskać kredyt nawet 10-krotnie przewyższający środki własne (m.in. w BRE Banku, Aliorze, Deutsche Banku PBG i Noble Banku. Wykorzystując go, musimy mieć jednak świadomość kosztów z nim związanych.
Głównym jest prowizja, która przy kwotach pożyczki do 100 tys. zł wynosi najczęściej 0,35-0,4 proc. Tym samym przy środkach własnych rzędu 10 tys. zł i maksymalnym kredycie na prowizję musimy przeznaczyć 3,5-4 tys. zł. Przy założeniu, że sprzedamy akcje na pierwszej sesji giełdowej, koszt odsetek będzie znikomy. W zależności od tego, jaka ukształtuje się redukcja zapisów, takie potrzebne będzie przebicie, by pokryć koszt prowizji.
Przy redukcji rzędu 90 proc. potrzeba będzie 3,2 proc. wzrostu kursu, przy 95-procentowym „obcięciu” zleceń będzie to już 6,4 proc., a przy 97 proc. – 10,6 proc., byśmy wyszli na swoje. Jeśli redukcje będą pokaźne, a zapiszemy się jedynie za własne środki, to nawet przy dużym przebiciu podczas pierwszych notowań zyskamy niezbyt wiele. Zakładając, że złożymy zapis na 100 tys. zł, dostaniemy jedynie 5 proc. zamówionych akcji i zyskamy na debiucie 20 proc., to nasz zysk wyniesie 1 tys. zł. Przy zapisie za 20 tys. zł będzie to 200 zł.
Kluczowa jest redukcja
Ryzyko dużej redukcji zapisów, przez którą zwiększa się koszt wykorzystania kredytu, nie jest jedynym związanym z „lewarowaniem” transakcji. Niebezpieczna jest też sytuacja, w której zapisy nie zostaną „obcięte” w znaczącym stopniu (bo zainteresowanie okaże się mniejsze) i inwestorom zostaną przyznane walory nie tylko za ich własne środki, ale również za pożyczone. Taka sytuacja znacząco zmniejsza szanse na udany debiut. Jest pochodną ograniczonego popytu na walory, jak również chęci pozbycia się przez inwestorów akcji nabytych na kredyt.
Dość jednoznacznie można wskazać czynniki, od których zależy wzrost kursu na pierwszej giełdowej sesji. Jest to skala redukcji zapisów w ofercie publicznej oraz to, po ile względem określonego przed rozpoczęciem przedziału cenowego ostatecznie uda się sprzedać akcje.
Okazuje się, że w przypadkach, gdy redukcja zapisów przekracza 90 proc., przebicia podczas debiutu są średnio kilka razy większe niż w sytuacjach, gdy redukcje są mniejsze lub ich w ogóle nie ma. Równocześnie skala zwyżki ceny walorów zależy od tego, po ile ostatecznie uda się uplasować emisję względem przedziału cenowego, jaki ustala się przed rozpoczęciem zapisów. Znacznie więcej można zyskać na papierach, gdzie cena emisyjna była równa górnej granicy widełek cenowych.
Trzeba też mieć na względzie to, że od zapisów na akcje do debiutu giełdowego upływa kilka dni. Koniunktura, jaka w tym czasie jest na parkiecie, znacząco wpływa na to, jak wypadnie debiut spółki. Zwyżki indeksów sprzyjają przebiciu, ruch w dół zmniejsza szanse na zyski.
A może akcje dłużej?
Zupełnie inaczej sytuacja wygląda z perspektywy tych, którzy myślą o kupnie akcji PGE czy innych sprzedawanych na rynku pierwotnym i trzymaniu ich przez dłuższy czas. Dla nich istotne jest, by kupić akcje jak najtaniej, a ustalenie się ceny emisyjnej na maksymalnym poziomie zwiększa ryzyko rozczarowania po dłuższym okresie obecności na giełdzie.
Statystycznie pierwszych kilkanaście miesięcy jest dla akcjonariuszy debiutujących przedsiębiorstw pasmem rozczarowań, zwłaszcza jeśli debiutowi towarzyszyło duże przebicie. Ich kursy wypadają potem znacznie gorzej niż cały rynek. Sytuacja w tym względzie nie dotyczy jednak najczęściej walorów firm, gdzie udziałowcem jest Skarb Państwa. Tu jednak przykładów jest na tyle niewiele (przez ostatnie 5 lat mieliśmy 12 takich ofert), że trudno jednoznacznie polegać na statystykach.
Można wskazać dwa skrajne przykłady – PGNiG i Lotosu – gdzie w pierwszym przypadku mieliśmy duże przebicie na debiucie, a potem przez pierwsze miesiące na giełdzie spółka stopniowo traciła, a w drugim debiut nie wypadł okazale, ale potem walory systematycznie zyskiwały. Wymowny jest też przykład Enei, na której akcje nie było zbyt wielu chętnych, a potem na giełdzie zyskiwały. To tylko potwierdza, jak istotny wpływ dla krótkoterminowych notowań ma koniunktura giełdowa.
Autor jest głównym ekonomistą firmy Expander