Środa była niewątpliwie dniem walki. O ważne poziomy walczyli i Amerykanie i Chińczycy czy także Polacy. I jak to na wojnie bywa – sensu w tym niewiele, bo jeszcze nic z tej walki nie wyniknęło.
Wczorajsza sesja przebiegała według scenariusza, który kreślony był wczoraj. Początek to ewidentny wpływ zachowania się amerykańskich indeksów po komunikacje Fed – zarówno WIG jak i indeksy w Europie spadały. Z czasem jednak inwestorzy zaczęli zmieniać kierunek zleceń i wyceny zaczęły się podnosić.
Wszystko szło w dobrym kierunku dopóki do handlu nie przystąpili Amerykanie. Umacniający się dolar, słabsze od oczekiwań dane z rynku nieruchomości i (co jest już wypadkową) spadające ceny surowców sprawiły, że nastąpił globalny odwrót od akcji.
Inwestorzy za oceanem starali się utrzymać poziom 1050 pkt. na S&P500, który być może nie jest najważniejszy w średnim czy długim horyzoncie czasowym, ale w krótkim terminie jego przebicie może zdecydować o kolejnych kilku dniach spadków.
Wcześniej, nad ranem, o lepsze perspektywy walczyli także Chińczycy – tu w grę wchodził poziom 2800 pkt. na indeksie Shanghai Composite. Bykom udało się go utrzymać, choć wydaje się, że podaż jeszcze będzie testować tę granicę. Podobnie rzecz miała się na niemieckim indeksie DAX, który oparł się przy poziomie 5600 punktów.
Trochę bardziej optymistycznie nastawienie byli nasi inwestorzy. WIG20 w czasie handlu znów poważnie zbliżył się do 2300 pkt., jednak zdecydowanie zła końcówka po raz kolejny nas od niego oddaliła.
Mocno traciły spółki surowcowe (KGHM, Lotos), którym nie w smak są spadki surowców spowodowane chwilowo mocnym dolarem. Za baryłkę ropy wczoraj płacono zaledwie 66 dolarów.
Tak naprawdę podczas wczorajszej sesji nic się wielkiego nie stało. Indeksy cofają się, bo chwilowo (na to na razie wygląda) zmieniły się nastroje globalnego kapitału. Póki rynek nie otrzyma lepszego pretekstu do spadków niż słabszy okres wychodzącego z dołka rynku nieruchomości w USA, póty można być w miarę spokojnym. Sytuacja mogłaby się bardziej poważnie zmienić gdyby np. na szczycie G20 padły poważne deklaracje o zmniejszeniu premii dla bankierów lub co gorsza o pozostawieniu w bankach tylko ich podstawowych funkcji (kredyty, depozyty) – bo takie głosy też można usłyszeć.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo