Ubiegły tydzień znów przyniósł atak naszej waluty na kluczowe poziomy względem euro i dolara. I dalej nic.
Nasza waluta nie może wyjść z trendu bocznego na dwóch najważniejszych parach: euro i dolarze. W minionym tygodniu co prawda pojawił się bardzo czytelny i pozytywny dla nas sygnał przebicia przez złotego poziomu 2,8 zł za dolara, ale końcówka tygodnia przyniosła wzrost kursu i na koniec tygodnia USD/PLN znów wrócił powyżej tej granicy.
Nie udało się także sforsować 4,1 zł na euro, choć to nie jest nawet ten najniższy-najważniejszy punkt trwającej konsolidacji.
Po raz kolejny więc jesteśmy świadkami niemocy złotego co do kontynuacji wzrostowego trendu. Wina częściowo leży po stronie naszego rynku akcji, który w ostatnim czasie zachowuje się nieco gorzej niż giełdy w USA czy Europie Zachodniej. Jest to z kolei wypadkową zmiany nastrojów inwestorów co do rynków wschodzących – na razie nie są one oczkiem w głowie zarządzających. Dealerzy walutowi wolę w tej chwili kupować np. dolara australijskiego, który od marca tego roku zyskał ponad 27 proc. względem amerykańskiej waluty.
Obecna sytuacja dla nas oznacza względny spokój. Kurs złotego porusza się dosyć szerokim trendzie bocznym i mimo bardzo dobrych notowań euro względem dolara nie chce się z niego wyrwać. Najważniejsze jednak, że nie spada –ale na to panują zbyt dobre nastroje na giełdach ogólnie.
Pozostaje więc obserwować. W tym tygodniu na kurs będą miały przede wszystkim dane o bezrobociu i sprzedaży detalicznej za sierpień, które to poznamy w środę.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo