W USA nie było w poniedziałek publikacji żadnych raportów makroekonomicznych, co ograniczało aktywność rynków, szczególnie, że tych publikacji w ciągu tygodnia będzie bardzo dużo. Trochę niepokoju wniosła też wojenka handlowa Chiny – USA. Chiny badają, czy eksporterzy amerykańscy nie stosują dumpingu w handlu kurczakami i samochodami, a Amerykanie nałożyli duże cło na import opon z Chin, co Chiny oprotestowały w WTO (Światowej Organizacji Handlu). Odnotować jednak trzeba, że indeks Shanghai Composite wzrósł – inwestorzy chińscy tą sprawą niespecjalnie się przejęli.
W rocznicę upadku Lehman Brothers czekano też na poświęcone sprawie regulacji finansowych wystąpienie Baracka Obamy, prezydenta USA, ale tak prawdę mówiąc nie bardzo wiem, na co czekano, bo z góry oczywiste było, że to rocznicowe przemówienie niczego na rynkach nie zmieni. Uwielbiający statystyki Amerykanie policzyli, ze w tekście prezydenta słowo „kryzys” pojawiło się 20 razy, słowo „ryzyko” 13 razy, a „reformy” 11 razy. Już z tego widać, że było to klasyczne przemówienie polityczne mające pokazać jak mocnym liderem jest prezydent. Rzeczywiście, ostrzegał on przed powrotem lekkomyślności na Wall Street, zapowiadał reformy, których projekty został już przedstawiony dawno temu (i które są według mnie dalece niewystarczające). Prezydent zapowiedział też, że podczas szczytu szefów G-20 w Pittsburghu będzie się domagał posunięć mających na celu zarówno zwiększenie globalnego popytu jak i usunięcie przyczyn kryzysu. Słowa, słowa, słowa… Nic dziwnego, ze po tym wystąpieniu sytuacja na rynkach nie zmieniła się ani na jotę.
Rynek akcji nie do końca zachował się logicznie. Spadki cen surowców, problemy handlowe na linii USA – Chiny i czekanie na ważne raporty makro powinny były doprowadzić w najlepszym razie do marazmu. Wydawało się nawet, ze tak właśnie się stanie, bo po początkowym spadku indeksy wróciły do poziomu piątkowego zamknięcia i potem długo kreśliły linię poziomą. Jednak na 1,5 godziny przed końcem sesji byki zaatakowały, dzięki czemu udało się zakończyć sesję całkiem sensownymi wzrostami. Podobno pomogła im informacja o planach zakupu akcji przez chiński, państwowy fundusz inwestycyjny akcji AES, firmy budującej elektrownie. To nie ma znacznie, jaki był pretekst. Ważne jest tylko to, że kolejny opór został bez problemów pokonany, a trend nadal jest niezagrożony.
U nas w poniedziałek od rana złoty zachowywał się bardzo słabo. Zawirowania na światowych giełdach zmniejszyły apetyt na ryzyko, co osłabiło naszą walutę. To z kolei przepchnęło kurs EUR/PLN przez kluczowy poziom 4,20 PLN, co rynek uznał za techniczny sygnał kupna walut. Było nim wybicie z sześciotygodniowego kanału trendu bocznego (4,07 – 4,20 PLN). Kurs EUR/PLN usiłował nawet szturmować 7. miesięczną linię trendu spadkowego. Nie udało się jej pokonać, co doprowadziło do odwrotu. Odwrotu, który doprowadził kurs znowu poniżej 4,20 PLN, czemu pomógł wzrost kursu EUR/USD. Nie wykluczam, że jakiś wpływ miały interwencyjne sprzedaże euro przez BGK. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia: najważniejsze jest to, że kurs EUR/PLN nie opuścił kanału trendu bocznego.
GPW poszła w poniedziałek drogą wytyczoną przez rynki europejskie, ale na tej drodze inne rynki poruszały się w tempie piechura, a nasz w tempie wyścigowego bolidu. Indeksy we Francji, Niemczech, Budapeszcie spadały, ale po około jeden procent lub nawet mniej, a nasz WIG20 kontynuował ostrą przecenę z zeszłego tygodnia. Tylko przez pierwszą godzinę po rozpoczęciu sesji byki usiłowały zmniejszyć rozmiary porażki. Wystarczyło jednak niewielkie pogorszenie nastrojów w Europie, żeby WIG20 (a za nim inne indeksy) zanurkował tracąc blisko 3 procent. Od tego czasu rynek praktycznie nie reagował na żadne bodźce. Nawet chwile poprawy sytuacji na innych giełdach niczego nie zmieniały. Dopiero ostatnia godzina zmniejszyła nieco rozmiary porażki, ale to było żadne osiągnięcie.
Takie fatalne zachowanie GPW trudno łączyć ze słabym złotym (on nawet eksporterom przecież pomaga), czy deficytem budżetu (od dawien dawna żadne giełdy na ten parametr nie reagowały). Pozostają tylko kontrakty, czyli piątkowe ich wygasanie, albo ogólnie panujące przekonanie, że to Warszawa ma rację, a nie inne giełdy. W poniedziałek zwracał uwagę bardzo mały obrót, co zwiększa prawdopodobieństwo drugiego wyjaśnienia.
Piotr Kuczyński
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi