Jedne z barometrów gospodarki, jakimi są wskaźniki PMI, z miesiąca na miesiąc przybierają coraz wyższe wartości. Niektóre znajdują się już powyżej poziomu, który stanowi granicę pomiędzy depresją i rozwojem. Podane w ubiegłym tygodniu wskaźniki PMI dla sektora usług dla Wielkiej Brytanii (54,1 pkt) i Niemiec (53,8 pkt) świadczą, że gospodarki największych potęg europejskich znajdują się w coraz lepszej kondycji.
Dobrze prezentuje się podobny wskaźnik uśredniony dla całej strefy euro – jego odczyt wzrósł do poziomu bliskiego 50 pkt. Dane te są istotniejsze ze względu na to, że obrazują sytuację w sektorze usługowym, który w krajach rozwiniętych odgrywa dominującą rolę w gospodarce i kreowaniu PKB.
W naszym kraju wskaźniki PMI również wzrastają, lecz wolniej – za sierpień PMI dla przemysłu wyniósł 48,2 pkt. Dobrą informacją jest natomiast dodatnie tempo wzrostu dochodu narodowego 1,1 proc., co jest obecnie ewenementem w Europie.
Na początku ubiegłego tygodnia optymizmem powiało również ze Stanów Zjednoczonych. Wskaźnik ISM dla tamtejszego przemysłu ukształtował się na poziomie 52,9 proc. i przekroczył wszelkie oczekiwania. Podany później ISM dla usług za sierpień wyniósł 48,4 proc. – o 2 pkt proc. wyżej niż miesiąc wcześniej.
Jednak sytuacja na rynku pracy w USA staje się coraz większym problemem – w sierpniu wzrosła do 9,7 proc., tj. o 0,3 pkt proc. w ciągu miesiąca. I jest to zła wiadomość, bowiem w Stanach Zjednoczonych konsumpcja decyduje o 3 proc. PKB. Ludzie bez pracy nie będą kupować, a ponadto przestaną spłacać zadłużenie. Jest to najwyższe bezrobocie w USA od 25 lat.
To zła wiadomość dla Amerykanów przed długim weekendem, który ma finał w poniedziałek podczas tamtejszego Święta Pracy – szczególnie w dziewięciu stanach, gdzie bezrobocie jest wyższe niż w Polsce.
My jednak mamy swoje problemy. We wtorek rząd zajmie się projektem budżetu na 2010 rok. To niezwykle trudne zadanie do rozwiązania dla gabinetu Tuska, gdyż wciąż jest wiele niewiadomych. Jak w obecnej sytuacji oszacować tempo wzrostu gospodarczego, inflację, kształtowanie się kursu złotego czy wielkość i saldo naszej wymiany handlowej z zagranicą?
Odnotowana ostatnio poprawa wskaźników ekonomicznych i nastrojów nie upoważnia jeszcze nikogo do wyciągania wniosków o wyjściu świata z kryzysu. W tej sytuacji założenia do budżetu, szczególnie po stronie przychodów, winny być konserwatywne.
Na koniec tygodnia poznamy saldo rachunku bieżącego dla Polski – ostatni odczyt był dodatni. Ze Stanów Zjednoczonych popłynie wiele danych, w tym dotyczących salda handlu zagranicznego za lipiec, które ostatnio wyniosło minus 27 mld dolarów. O aktualnej koniunkturze gospodarczej w USA powie nam również „Beżowa księga” oraz indeks Uniwersytetu Michigan.
Jan Mazurek