Prawie cały lipiec upłynął indeksowi WIG20 na dreptaniu w dość wąskim paśmie 2050-2150 punktów, choć miesiąc ten zaczął się od imponującego szturmu popytu spod poziomu 1800. Gdy rynek już chylił się ku dawno zasłużonej korekcie, z początkiem sierpnia na nowej fali powszechnego zachwytu nad rzekomym wychodzeniem świata z recesji zdołano wyznaczyć nowe szczyty. W miniony wtorek osiągnięto 2317 pkt i od tamtej pory zaczęły się przysłowiowe schody.
Trzy kolejne dni tygodnia przyniosły trzy sukcesywne kontrataki podaży. Dziarskość kupujących została nieco nadwątlona. Kończą się wakacje i wyczerpuje się paliwo do dalszych zwyżek. Chyba sobie uzmysłowiono, że nie można grzać rynku przez pół roku w coraz większym oderwaniu od realiów gospodarczych.
Spekulacyjny strumień zagranicznej gotówki zaczął wysychać, choć wiele fanfar przebrzmiało z okazji zbiegnięcia się w czasie pozytywnych rekomendacji inwestycyjnych odnośnie naszego regionu. Kilka czołowych banków amerykańskich działając niejako z pozycji siły i korzystając z efektu skali swojego zaangażowania podkręciło optymizm, generując na początku sierpnia wspomniane wybicie giełd do góry. Najbliższe tygodnie pokażą, czy ślepe słuchanie ich rad i kupno akcji akurat teraz, średnio dwukrotnie drożej niż w dołku bessy okaże się przepisem na rekina giełdowego. Śmiem mocno wątpić w powodzenie. Pikanterii sytuacji dodaje fakt, że te same banki jeszcze wiosną na wyścigi cięły prognozy dla naszego regionu, generując swym czarnowidztwem paniczne wyprzedaże z rąk zestresowanych łatwowiernych.
Tłem dla tamtych pseudorekomendacji była spekulacyjna gra na załamanie złotego z opcyjną tragifarsą kosztującą firmy łącznie wiele miliardów. Dlatego ważne jest nie tylko kto i co powiedział, ale kiedy to powiedział. Dziwi mnie, w jak prosty sposób daje się na takie tricki nabierać niemała liczba zarządzających polskimi TFI (profesjonalistów podobno), którym dopiero teraz udziela się nadmierny optymizm. Najbardziej niebezpieczna może się znów okazać nieświadomość zagrożeń u potencjalnych nowych inwestorów namówionych do wejścia w agresywne produkty po naprawdę wysokich już cenach.
Ryzyko nastania pokaźniejszych spadków rośnie wraz z przechylaniem się amerykańskich parkietów w stronę południową. Presja realizacji zysków narasta (55 proc. zwyżki indeksu S&P500 od dołka z marca), tym bardziej że realia mogą brutalnie zweryfikować pokutujące nadzieje na recesję typu „V”, z której się szybko wychodzi. Przez całe dekady zbyt mocno wypaczono gospodarki i mentalność samych obywateli nadmiernie łatwymi kredytami, aby w którymś cyklu nie nastąpiło długie załamanie na kształt „U” lub znane z Japonii długoletnie „L”. Ulatnianie się nadziei na łatwe i przyjemne zarabianie na akcjach zdaje się potwierdzać dzisiejszy spadkowy poranek (WIG20 dociera do 2200 pkt) oraz mocno zniechęcający do zakupów techniczny obraz wielu przegrzanych indeksów giełdowych od obu Ameryk po całą Europę i Azję Mniejszą.
Jakie niespodzianki kryje w sobie bieżący tydzień? Po celebracji sukcesu w postaci 1,1 proc. wzrostu polskiego PKB w bieżącym tygodniu czeka nas posiedzenie Europejskiego Banku Centralnego, ponadto poznamy odczyty indeksów PMI dla przemysłu i usług w czołowych zachodnioeuropejskich gospodarkach, wraz z ich odpowiednikiem z USA (ISM). Nadrzędną rangę będzie jednak mieć piątkowy comiesięczny raport z amerykańskiego rynku pracy. Ewentualne większe bezrobocie w sierpniu (typuje się 9,5 proc.) oraz mocniejszy ubytek posad w sektorze pozarolniczym (225 tys.) jeszcze mocniej przerzedzi topniejące zastępy optymistów. Swoją drogą, jest dużo miejsca na gaszenie szampańskich nastrojów, gdyż specjalistyczne ankiety wskazują na niewidzianą od 2 lat przewagę optymistów nad pesymistami. A to jest historycznie bardzo dobry kontrariański wskaźnik antycypacji dalszego kierunku ruchu cen akcji.
Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions