Najbardziej spektakularnym akcentem piątego miesiąca 2009 r. była jego pierwsza sesja. Po weekendowej kanikule przystąpiono wówczas z animuszem do zakupów, dźwigając indeks WIG20 o 4,2 proc., a cały rynek mierzony WIG-iem wzrósł o niemal 3,5 proc.
Zryw ten okazał się być jednak początkiem końca ponad 2-miesięcznej fali wzrostowej. Jedynie dwukrotnie, 19 i 20 maja, zdołano o kilka punkcików poprawić tamten wynik z hucznego startu miesiąca. Indeks kilkukrotnie skapitulował w rejonie 1900 pkt, co wzbudziło wobec tej bariery dużo respektu i wzmogło zachowania asekuracyjne. Cały maj upłynął na konsolidacji o ledwie 7-procentowej rozpiętości wahań wskaźnika WIG20. Dosadnie świadczy o tym jego miesięczny dorobek… 4 punktów wzrostu.
Brak trendu na warszawskim parkiecie wpisuje się w długie, bezładne falowanie indeksów zagranicznych. Do dalszych zakupów zniechęca zbyt entuzjastyczny przebieg wiosennego odreagowania po minimach niemal 2-letniej bessy, podszyty dyskontowaniem powrotu koniunktury. Twarde dane makroekonomiczne dowodzą pozostawania dojrzałych gospodarek w przysłowiowym marchewkowym polu, a drgnięcie w górę wskaźników nastroju konsumentów to zaledwie wątła jaskółka makroekonomicznego przedwiośnia. Dlatego trudno będzie w najbliższych tygodniach znacznie powiększyć dokonane w ciągu kwartału 30- a nawet 40-procentowe zwyżki. Niemniej, poniedziałkowy poranek przynosi odważne wejście w czerwiec, czego dowodzą nowe lokalne maksima na kontraktach na amerykański S&P500. Nam również udziela się bujny kolor zielony z 3-procentową zwyżką w pierwszych minutach dzisiejszego handlu.
Jeśli spojrzeć na wykres WIG20 wstecz w poszukiwaniu analogii historycznych, to można wytypować okres: połowa 2001-początek 2002 r. Przed 7 laty po ustanowieniu dołków z jesieni zdołano oddalić się od nich na dystans blisko 50 proc. (był to rejon 1500 pkt na WIG20). Zatrzymano się wówczas w okolicach lokalnych szczytów korekcyjnej fali wzrostowej, poprzedzającej kulminację załamania i wyznaczonych – podobnie jak obecnie – ok. pół roku wcześniej. Umiejscowienie ówczesnego odreagowania w cyklu gospodarczym było analogiczne – drugi rok ochłodzenia. Twarde ożywienie nadeszło mniej więcej rok później, ale w międzyczasie większość 2002 r. upłynęła na niwelacji wspomnianej fali wzrostowej. Obecny kryzys jest dużo głębszy, gdyż skrycie za kolejnymi cyklami dojrzewał od dziesięcioleci. Dlatego tutaj analogie się kończą. Hossy na wzór ostatniej gigantycznej nie będzie przez dobrą dekadę albo i dłużej – i to mamy, nomen omen, jak w … banku (byle nie brytyjskim czy amerykańskim). Za dużo emocji i nadziei włożono już w dyskontowanie nowego ożywienia, uszczuplając potencjał przyszłych zwyżek. Z drugiej strony, ponownego zejścia w okolice 1200-1300 pkt również nie oczekuję.
Co by nie powiedzieć, właśnie nadzieja umiera ostatnia, ale przedtem potrafi karmić całe rzesze graczy głodnych inwestycyjnego sukcesu. Duże pokłady optymizmu widać po szybujących na nowo cenach ropy, która od końca ubr. podwoiła swoją wycenę. Dość sowicie odreagowały również metale przemysłowe, pomimo że w USA mamy drugi pod rząd kwartał ponad 5-procentowego regresu PKB. Słabnący dolar oznacza rajd cen złota, które ponownie dochodzi do 1000 dol. za uncję.
Płomyk radości podtrzymuje uratowanie niemieckiego Opla, chociaż nikt sobie nie zadaje pytanie o przyszłość marki pod skrzydłami egzotycznego konglomeratu Magna (kanadyjsko-austriacki), wspieranego przez „sprawdzony” kapitał rosyjskich oligarchów. Po zawarciu unii gazowej (Gazociąg Północny) ponad głowami państw środkowoeuropejskich, strategiczna koalicja niemiecko-rosyjska rozszerza się na inne wymiary. Mimo wszystko dobrze może na tym wyjść Fiat, który konsekwentną ekspansją zdobywa coraz większe udziały w rynku.
Bieżący tydzień będzie typowo wyborczy, czego namiastkę mieliśmy już w miniony piątek, gdy figurą 0,8 proc. (wzrost polskiego PKB w I kw. 2009) żonglowały wedle subiektywnych celów wszystkie partie, partyjki, przedstawiciele władz, kółka analiz ekonomicznych, centra myśli postępowej, ruchy paraekologiczne i wszelkie inne ciała. Odsiewając najbliższe 5 sesji z przedwyborczego szumu i agitacyjnej mortadeli, i tak dziać się będzie wiele. Napłynie bowiem niemało kluczowych danych. Dziś o 16 poznamy majowy odczyt amerykańskiego indeksu ISM dla przemysłu, jutro m. in. kwietniową stopę bezrobocia w eurolandzie, dzień później dynamikę PKB „szesnastki”. Środa będzie jednocześnie przyczynkiem do piątkowych comiesięcznych danych z amerykańskiego rynku pracy – poznamy raport Challengera o planowanych zwolnieniach. Oprócz tego odczyt ISM dla sektora usług. Czwartek to w zgodnej opinii pozbawione zmiany stóp posiedzenia Banku Anglii i Europejskiego Banku centralnego. Wreszcie wspomniany piątek to majowa stopa bezrobocia w USA, szacowana na 9,2 proc., a także publikacja liczby zmiany (czytaj: ubytku) miejsc pracy w sektorze pozarolniczym.
Pośród tego wszystkiego, na rodzimym podwórku przez cały tydzień trwać będą zapisy na akcje lubelskiej Kopalni Bogdanka. Przedmiotem oferty jest 11 mln akcji po cenie z przedziału 42-48 zł. 80 proc. akcji serii C trafi do inwestorów instytucjonalnych, a scenariusz dużego ścisku i solidnej redukcji wśród indywidualnych uprawdopodobnić może zainteresowanie ze strony PGE i Enei.
Bartosz Stawiarski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions