Surowce, przecenione od lata 2008 nie mniej niż akcje podczas całego kryzysu, zaczynają zdecydowanie oddalać się od osiągniętych na przełomie roku minimów. Na ich czele znajduje się ropa naftowa, która od grudniowego dołka zyskała już prawie 100%. Czy mamy na tym rynku szansę na trwałe wzrosty?
Indeks S&P GSCI stracił od szczytu z początku lipca ponad 70%. Jest to zdecydowanie najgorszy wynik w prawie czterdziestoletniej historii wskaźnika – nigdy do tej pory przecena rynku surowcowego podczas recesji nie sięgnęła nawet 50%. Nadmierne spadki same mogą być wystarczającym powodem ostatniego odreagowania. By jednak wzrosty zamieniły się w trwały trend powinny pojawić się czynniki fundamentalne.
Jako pierwszy wymienić trzeba powrót wzrostu gospodarczego. Historycznie najwyższe stopy zwrotu na rynku surowcowym osiągane były nie wtedy, kiedy gospodarka światowa szybko się rozwijała lecz gdy tempo tego wzrostu gwałtownie przyspieszało. Zmiana tempa wzrostu światowej gospodarki o 1 punkt procentowy w ostatnich dwudziestu pięciu latach przynosiła 14% wzrostu indeksu S&P GSCI. Największą zmianę dynamiki światowego PKB zaobserwować można wtedy, gdy recesja przechodzi we wzrost. W innym wypadku, przy normalnym tempie rozwoju gospodarki światowej rzędu 3-4% rocznie, nie sposób uzyskać przyrostu dynamiki o cztery punkty procentowe. Na przełomie lat 2009/2010 nie jest to wykluczone – z ujemnego tempa wzrostu na poziomie -1% gospodarka światowa może zacząć rozwijać się w tempie 3% już w przyszłym roku.
Czy zatem ceny surowców, podobnie jak i akcji, zaczynają już dyskontować nadchodzące ożywienie? Pytanie tylko, czy ono rzeczywiście już nadchodzi. Warto przyjrzeć się cenom towarów, które nie cieszą się takim zainteresowaniem krótkoterminowych inwestorów, przez co mogą bardziej wiarygodnie wskazywać koniec recesji. Znakomitym przykładem jest drewno, które znalazło się w kwietniu na poziomie nie notowanym od ponad 20 lat i od tego czasu prawie nie drgnęło. Może to wskazywać, że recesja nie jest tak bliska końca, jak się zdaje rozgorączkowanym graczom na rynku ropy.
Również amerykańskie akcje zbyt ochoczo zareagowały na pojawiające się oznaki stabilizacji. Do tej pory indeks S&P 500 rozpoczynał nową falę wzrostów na około 5 miesięcy przed wyjściem z recesji. Wynikałoby z tego, że USA powinny odnotować pozytywny wzrost już we wrześniu, na co nie wskazują ani prognozy, ani napływające ostatnio dane. Zła kondycja sektora bankowego nie pozwoli na szybkie przełożenie niskich stóp procentowych na zwiększenie akcji kredytowej. Analitycy Wall Street Journal przeprowadzili w zeszłym tygodniu testy obciążeniowe na zasadach zbliżonych do testów Fedu, dla mniejszych banków amerykańskich, z których wynikło, że dwie trzecie z nich może wymagać dodatkowego kapitału.
Drugim czynnikiem sprzyjającym surowcom w dłuższym terminie jest inflacja, na powrót której jednak również możemy trochę poczekać. Jeśli bezpośredni zakup obligacji rządowych przez amerykański bank centralny nie nabierze tempa, co proponowali niedawno niektórzy członkowie rady gubernatorów Fed, zahamowanie ekspansji kredytowej banków znacząco ograniczy wzrost cen. W dłuższym terminie ogromny wzrost rezerw banków w banku centralnym i historycznie niski poziom stóp, muszą doprowadzić do narastania presji inflacyjnej. Chyba, że Fed, tak jak obiecuje, ściągnie podaż pieniądza z rynku. To jednak, jeśli w ogóle nastąpi, może być posunięciem bardzo spóźnionym, zważywszy na to, że zarządzający bankiem centralnym będą odkładać niepopularną decyzję pod pretekstem troski by nie zadusić kiełkującego ożywienia.
Ostatnią kwestią mającą ważne znaczenie dla rynku towarowego jest słabość dolara. Kurs waluty amerykańskiej pokonał niedawno ważne wsparcia techniczne, rośnie też niepokój rynków odnośnie zadłużenia USA. Jedynej szansy na wzrosty wobec euro można upatrywać w tym, że gospodarki UE pogrążą się w głębszej i dłuższej recesji niż Ameryka, choć i wtedy nie bez znaczenia pozostanie fakt, że Europejski Bank Centralny prowadzi dużo ostrożniejszą politykę stóp procentowych, a szybsze ożywienie może przynieść Stanom wyższą inflację.
W perspektywie najbliższych kilkunastu tygodniu można się spodziewać na rynku surowcowym znaczącej korekty. Dotyczyć ona powinna szczególnie ropy naftowej, która w krótkim terminie powinna w większym stopniu odczuć historycznie wysoki poziom zapasów (narosłych w dodatku wbrew sezonowym trendom) oraz swoje względne przewartościowanie w stosunku na przykład do gazu ziemnego. Nie wykluczone, że korekta na ropie zbiegnie się ze spadkami na giełdach. Od września 2008 cena baryłki jest bardzo silnie skorelowana z indeksem S&P500 – każde 50 punktów jego spadku/wzrostu przynosiło zmianę ceny ropy o 7 dolarów. Wystarczy więc ośmioprocentowa korekta na rynku akcji, by sprowadzić ropę z powrotem do poziomu 50$ za baryłkę. Trwałe wzrosty na rynku surowców są więc możliwe, ale przyjdzie nam na nie jeszcze trochę poczekać.
Maciej Bitner, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions