Tracił też złoty: w poniedziałek polska waluta osłabiła się do euro i franka szwajcarskiego o 7-8 groszy. Czerwono było na parkietach w Europie i Stanach Zjednoczonych. W USA indeksy ciągnęły w dół notowania banków po tym, jak sekretarz skarbu Timothy Geithener stwierdził, że niektóre instytucje finansowe będą potrzebować dodatkowej pomocy.
Inwestorzy uznali to jako zachętę do pozbywania się akcji banków, tym bardziej że rząd USA ma już tylko ok. 135 mld dolarów z 700 mld na ich ratowanie. Niepewność inwestorów na całym świecie podsycała też informacja o niezaakceptowaniu przez ekipę Obamy programów naprawczych przedstawionych przez General Motors oraz Chryslera. Obie firmy mogą nawet upaść w przeciągu dwóch miesięcy.
Zawirowania na rynkach akcji bardzo szybko przełożyła się na waluty. Niemal cały ubiegły tydzień złoty umacniał się do wszystkich walut. Tylko w piątek nastąpiła delikatna korekta. Tymczasem początek tygodnia przyniósł znacznie głębsze osłabienie złotego. Za euro trzeba już było płacić 4,74 zł, za franka 3,14 zł, czyli najwięcej od połowy lutego. A jeszcze w ubiegłym tygodniu frank stał poniżej 3 zł.
To złe wieści dla osób zadłużonych w walutach obcych, bo z dnia na dzień rosną raty spłacanych przez nie kredytów. Z wyliczeń firmy doradztwa finansowego Finamo wynika, że od ubiegłego tygodnia rata kredytu w wysokości 300 tys. zł mogła wzrosnąć nawet o 60-80 zł. Wszystko zależy od tego, kiedy przypada dzień spłaty, oraz od kursu, po którym wypłacono franki. Jeśli klient wziął latem ubiegłego roku kredyt na 300 tys. złotych po kursie 2,2 zł, to w zeszły czwartek jego rata wynosiła ok. 1537 zł, zaś wczoraj ok. 1612 zł. Przy kredycie wypłaconym pod koniec ubiegłego roku, po kursie ok. 2,8 zł, rata w ciągu kilku dniu urosła z 1208 do 1267 zł.
Na tym nie koniec, bo zdaniem ekspertów złoty może ulec jeszcze głębszemu osłabieniu. – Scenariusz, w którym notowania euro powracają w okolice szczytu z lutego, wydaje się prawdopodobny – uważa Marek Rogalski, niezależny analityk walutowy. W najgorszym momencie – 16 lutego – za franka płacono nawet 3,32 zł, zaś za euro aż 4,90 zł.
Wtedy na rynku interweniował rząd, zamieniając euro z funduszy unijnych na złotego, co poprawiło sytuację na rynku walutowym. Jednak przeciwko umacnianiu się złotego przemawia stan finansów publicznych. To jeden z najpilniej obserwowanych przez inwestorów wskaźników polskiej gospodarki.
Tymczasem deficyt budżetowy po pierwszym kwartale ma wynieść ponad 12 mld zł, czyli ok. 70 proc. rocznego planu. Zdaniem Ministerstwa Finansów to jeszcze nie załamanie budżetu. – Ale narastają obawy dotyczące konieczności rewizji budżetu w połowie roku. A to nie pomaga złotemu, przeciwnie, powoduje jego przecenę – podkreśla Rogalski.
Złotemu szkodzą również informacje o stratach na opcjach walutowych napływające z polskich spółek, w tym tych należących do Skarbu Państwa. Opcje to kontrakty, jakie zawierały przedsiębiorstwa. Miały gwarantować im stały kurs euro np. na poziomie 3,5 zł. Sęk w tym, że taki kurs obowiązywał tylko w przypadku umacniania się złotego. W przypadku osłabienia się naszej waluty to przedsiębiorca dopłaca instytucji finansowej różnicę.
Takie kontrakty zawarło ponad trzydzieści spółek kontrolowanych przez Skarb Państwa. Z naszych informacji wynika, że połowa z nich poniosła straty w wysokości ok. 1 mld zł. Dokładna kwota nie jest znana, bo w resorcie skarbu wciąż trwa liczenie strat. W niektórych spółkach już wcześniej poleciały za to głowy. Posady stracili dyrektorzy finansowi w Locie, zakładach azotowych Puławy, zakładach chemicznych Police oraz koncernie Ciech SA.
Ale opcje to nie domena spółek państwowych. Umowy zawarło także ok. 10 tys. firm prywatnych, które muszą co miesiąc kupować euro na uregulowanie należności wobec banków. Problem jest na tyle poważny, że do walki z opcjami stanął rząd. Zarówno PO, jak i PSL złożyły w Sejmie projekty ustaw, które mają pomóc przedsiębiorcom ponoszącym straty z powodu kontraktów walutowych.
Według propozycji ludowców firma mogłaby wystąpić do banku o ugodę, a w momencie rozpoczęcia takiego postępowania przedsiębiorca nie musiałby regulować długu. PO chce dać firmom możliwość negocjacji umów z bankami, a bez możliwości zawieszenia spłaty zobowiązań. W przypadku braku porozumienia spółki mogłyby wystąpić do sądu przeciwko bankom.
Eksperci uważają, że dopóki nie będzie planu rozwiązania tego problemu, dopóty złoty będzie słaby. Niejasna sytuacja sprzyja bowiem atakom spekulantów i powoduje niechęć do lokowania w naszą walutę.
Tomasz Dominiak
Współpraca: Tomasz Ł. Rożek