Pomysł jest prosty. Zamiast w firmie, która przeżywa kryzys, zwalniać pół załogi, właściciel przedsiębiorstwa zmniejszy zatrudnionym wymiar czasu pracy np. z całego etatu do pół. Równocześnie zetnie im 50 proc. pensji. Żeby jednak człowiek mógł przeżyć, będzie dostawał w ramach rekompensaty pieniądze z funduszy pracy. Takie rozwiązania funkcjonują w z powodzeniem na Zachodzie.
„Półbezrobocie” jest na rękę zarówno pracownikom, jak i pracodawcom. Kiedy firma popadnie w przejściowe kłopoty, nie będzie musiała nagle zwalniać załogi, by np. pół roku później, kiedy sytuacja się poprawi, ponownie ich zatrudniać. Oszczędzi w ten sposób na odprawach i rekrutacji. Natomiast pracownicy zachowają pracę, a utracone dochody będzie im częściowo rekompensował zasiłek.
– Z tego rozwiązania będą mogły skorzystać firmy, które nagle stanęły na skraju bankructwa. Dziś miałyby do niego prawa np. przedsiębiorstwa motoryzacyjne, które już sporo straciły – mówi Jeremi Mordasewicz z PKPP „Lewiatan”.
Pracodawcy jednak zastrzegają, że na wprowadzenie dodatkowych zasiłków zgodzą się pod warunkiem wprowadzenia indywidualnych kont czasu pracy i wprowadzenia możliwości rocznego rozliczania czasu pracy. Czyli mogłoby być tak, że np. przez pół roku pracownik spędzałby w pracy sześć godzin dziennie, a przez kolejne pół roku pracowałby po dziesięć godzin. W ostatecznym rozrachunku każdy by pracował po 8 godzin dziennie. A pracodawca nie płaciłby ani za przestoje, ani za nadgodziny.
Rozmowy są już na ukończeniu. – Wkrótce nasze postulaty zostaną przekazane rządowi – mówi Mordasewicz. – Chcielibyśmy, żeby weszły w życie jak najszybciej. Z tego rozwiązania będzie można korzystać tylko przez pewien czas. Firma będzie musiała z góry określić, jak długo jej kłopoty finansowe mogą potrwać. – Ten okres nie będzie pewnie dłuższy niż pół roku – mówi Mordasewicz.
Wysokość wypłacanej rekompensaty będzie częścią zasiłku dla bezrobotnych. – Czyli jeśli pracownik straci połowę pensji, dostanie połowę zasiłku dla – tłumaczy Mordasewicz. Skorzystają na tym ci, którzy mają najniższe pensje.
Pieniądze na zasiłki mają być być wypłacane z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, na który wpływają składki płacone przez pracodawców. Środki na nim zgromadzone są wypłacane pracownikom, kiedy ich firma zbankrutuje. – Pieniędzy powinno wystarczyć. Chyba że drastycznie spadną pensje i tym samym zmniejszą się wpływy do funduszu – mówi prof. Elżbieta Kryńska z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych.
„Częściowe bezrobocie” funkcjonuje już we Francji, Wielkiej Brytanii, Niemczech, Belgii, Luksemburgu, Rumunii i Czechach. – W takich sytuacjach rząd francuski płaci pracownikowi 50 proc. wynagrodzenia, a pracodawca dokłada zaledwie 30 proc. To tańsze rozwiązanie niż utrzymywanie bezrobotnych – mówi Stephane Portet z firmy konsultingowej S.Partner. Wszędzie są to jednak rozwiązania tymczasowe. – Tyle że te okresy są bardzo długie. W Luksemburgu można z tego korzystać aż trzy lata – dodaje Portet.
Krytyczny wobec rozwiązania jest natomiast Robert Gwiazdowski z Centrum im. Adama Smitha. – Jestem przeciwnikiem rozwiązań tymczasowych. Gdyby w Polsce były niższe koszty pracy, nie byłoby problemu z nagłym wzrostem bezrobocia – podsumowuje.
Joanna Ćwiek