Jednak reszta rynku nadal drożała. Zyskiwał uratowany od bankructwa Citigroup i General Motors, który niedługo będzie uratowany. Generalnie panowało przekonanie o zdyskontowaniu wszystkich złych informacji. Twierdzono, że pomoc rządu znacznie skróci recesję. Niewątpliwie pomagało też to, że piątek był ostatnim giełdowym dniem handlu w listopadzie. Zapomnieliśmy już o „window dressing”, a to właśnie miało miejsce w ostatniej godzinie tej króciutkiej sesji. Indeks NASDAQ do tego czasu spadał, a S&P 500 trzymał się blisko poziomu środowego zamknięcia, ostatnia godzina to było już tylko i wyłącznie podciąganie indeksów, dzięki czemu S&P 500 zyskał kolejny procent. Rynek jest nadal w „byczym” nastroju.
Dzisiaj mówić się będzie przede wszystkim o raporcie o sprzedaży detalicznej w ciągu przedłużonego weekendu w USA. Organizacje badające sprzedaż mówią, że jednak nie spadła, czego się tak bardzo obawiano. Wszyscy powołują się na ShopperTrak, który twierdzi, że sprzedaż wzrosła o 3 procent. To co prawda mniej od inflacji i do tego najmniej od 2005 roku (w 2007 sprzedaż wzrosła o 8,3 procent), ale jednak nie było spadku, więc dane mogą zostać odebrane jako pozytywne. To plus dla rynku, chociaż niewielki, bo obniżki cen sięgały podczas tej wyprzedaży nawet 70 procent. Skoro przy olbrzymich obniżkach popyt jest słaby to dobrze o kondycji konsumentów nie świadczy. Zdecydowanie nie ma jednak powodu do wyprzedaży, a to może doprowadzić do pozytywnego początku sesji.
GPW kopiowała w piątek to, co działo się na innych rynkach europejskich. Ponieważ tam indeksy spadał, więc i u nas też inwestorzy sprzedawali akcje. Tyle tylko, że po południu skala spadków była u nas większa niż w Eurolandzie. Spadek ceny ropy przeceniał PKN i Lotos, a banki taniały, bo taniały również w Europie. Niewykluczone, że inwestorzy bali się też casusu Banku Millenium (akcje traciły kilkanaście procent), który zażądał od Ropczyc zapłaty w ciągu 3 dni 19,5 mln z tytułu rozliczenia transakcji opcyjnych. WIG20 spadł o 1,7 procent, ale nie było to nic innego jak tylko realizacja zysków.
Dzisiaj powinniśmy rozpocząć sesję od lekkiego wzrostu indeksów lub neutralnie. Sprzedaż świąteczna jednak w USA wzrosła (w detale mało kto będzie się wdawał), premier Donald Tusk przedstawił antykryzysowy plan rządu (co z tego, że mało konkretny, bardzo zachowawczy i niewiele zmieniający?), premier Waldemar Pawlak walczy z „piratami ekonomicznymi”, którzy niszczą naszą walutę i źle oceniają spółki (czyli ze „spekulantami”), co wydaje mi się całkowitym nieporozumieniem. W sumie: świat jest piękny. Trochę oczywiście kpię, ale rzeczywiście możemy zacząć sesję od wzrostów, chociaż spadające kontrakty na amerykańskie kontrakty (o ile będą ciągle spadać) nastroje zapewne szybko ochłodzą. Potem oczywiście zadecydują Amerykanie, ich poświąteczne nastroje i reakcja rynków po ich dane makro.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk