Jeśli stawia na zyskowne inwestycje, na najbliższy rok pozostaje mu giełda. Tylko jak na niej zarobić, skoro kursy są teraz rekordowo wysokie i ze świecą szukać tego, kto bezbłędnie wskaże dalszy kierunek rozwoju sytuacji. Również rynek pierwotny nie jest już pewnym źródłem zysków, jak to było przed rokiem. Świadczą o tym najlepiej ostatnie przykłady ofert publicznych Lotosu czy Opoczna.
Według dziennika portfel na najbliższy rok powinien być tak skonstruowany, by w maksymalnym stopniu chronić nasze oszczędności. Dlatego powinien składać się z jednostek funduszy stabilnego wzrostu (70 proc.), lokaty bankowej o stałym oprocentowaniu (15 proc.), jednostek funduszu rynku pieniężnego (15 proc.).
Lokata bankowa o stałym oprocentowaniu gwarantuje nam osiągnięcie zysku niezależnie od przyszłych warunków rynkowych i to w sytuacji spadających stóp procentowych. Obecnie można znaleźć depozyty roczne o oprocentowaniu do 7 proc. (w niektórych SKOK) czy około 5 proc. (banki). Dla porównania oprocentowanie detalicznych obligacji dwuletnich sprzedawanych w lipcu wynosi 4,5 proc.
Na wypadek, gdybyśmy potrzebowali wcześniej pieniędzy (przed upływem roku), powinniśmy część oszczędności zainwestować w fundusz rynku pieniężnego; przyniesie zyski zbliżone do tych z lokaty bankowej, zapewniając jednocześnie dużo wyższą płynność.
Inwestując pozostałe środki w jednostki funduszy stabilnego wzrostu zyskujemy możliwość zarobienia na akcjach (modelowy portfel tego typu funduszy w 30 proc. składa się z akcji). Z drugiej strony, jest to inwestycja bezpieczna, ponieważ większość środków jest lokowana w dłużne papiery wartościowe – podaje dziennik.
Wprawdzie w fundusze stabilnego wzrostu powinno się inwestować na dłużej niż rok, ale według obliczeń „Rzeczpospolitej”, ryzyko straty w ciągu roku jest niewielkie. Przez ostatnich 5 lat, w okresach od lipca do lipca, fundusze stabilne osiągały zyski, najlepsze z nich około 11 proc. rocznie.