Dziś wchodzi w życie ustawa o ograniczeniu lichwy, która limituje wysokość oprocentowania kredytów konsumenckich oraz maksymalną wysokość wszystkich opłat i prowizji. Banki twierdzą, że bez problemu dostosowały oferty do nowych przepisów.
– W PKO BP nowe przepisy wymusiły na nas obniżenie prowizji tylko jednego produktu – szybkiego serwisu kredytowego. Teraz wynosi ona dopuszczalne 5 proc. Nie sądzę, by ustawa w jakikolwiek sposób wpłynęła negatywnie na dostęp klientów do finansowania – mówi Jacek Obłękowski, wiceprezes PKO BP.
Niektórzy twierdzą, że w ogóle nic nie musieli zmieniać. – Cena żadnego z kredytów w ING BSK nie przekraczała wysokości dopuszczonej ustawą. Nie mieliśmy więc czego dostosowywać – twierdzi Brunon Bartkiewicz, prezes ING BSK.
Ustawa najbardziej obniżyła jednak nie ceny kredytów, lecz kart kredytowych.
Zmiany te świadczą jedynie o umiejętności dostosowywania się instytucji do sytuacji rynkowej, a nie o tym, że teraz będzie taniej.
– Banki i instytucje finansowe, które chcą pożyczać drożej, niż pozwalają na to przepisy, nadal mają sporo możliwości. Wystarczy, że zaproponują kredytobiorcom jakąś dodatkową, fakultatywną usługę związaną z kredytem. W przypadku Providenta jest to obsługa domowa, za którą trzeba dodatkowo płacić – wyjaśnia Maciej Kossowski, analityk Expandera.
Dodaje, że lombardy, których też dotyczy ustawa, zaczynają pobierać opłatę za przechowywanie zastawionych przedmiotów.
– Inną możliwością jest wprowadzenie obowiązkowych ubezpieczeń spłat kredytu. Koszty takich polis są również wyrzucane poza 5-procentowy limit opłat i prowizji – twierdzi Maciej Kossowski.