Kapitału na rynku jest tyle, że jeśli nie ma odwagi – z powodu złych nastrojów na rynkach finansowych i opływu pieniędzy pochodzenia zagranicznego – kupować akcji spółek z pierwszej ligi, płynie na rynek giełdowych średniaków i maluchów. Indeks tych ostatnich sWIG80 nie tylko nie odczuł żadnej korekty, ale i w piątek po raz kolejny pobił swój historyczny rekord.
Właściwie jedynymi poważnymi stratami, na które naraził inwestorów przebieg wydarzeń na parkiecie w poprzednim tygodniu, są straty „moralne”. Już byli w ogródku, już się witali z gąską – tak można powiedzieć o graczach, którzy obstawiali, że po pokonaniu przez WIG20 strefy 3,8 tys. pkt., giełda ma otwartą drogę do kolejnych rekordów. Na horyzoncie majaczyła już okrągła bariera 4 tys. pkt.
Okazało się, że rację mieli ostrożniejsi inwestorzy, którzy na fali entuzjazmu nieśmiało zaważali, że przecież sforsowanie 3,8 tys. pkt, to dopiero początek drogi ku kolejnej fali hossy, bo do tej pory indeks zaledwie wybił się z dolnego do górnego ograniczenia szerokiego pasma, w którym tkwi od z grubsza dwóch miesięcy.
Czyżby więc nieudana próba zainicjowania nowej fali hossy oznaczała, że po czterech latach trwania trendu wzrostowego indeksom będzie niezmiernie trudno pokonać kolejne historyczne bariery? Zwłaszcza, że zbliża się lato, a okres urlopowy w obiegowej opinii często wiąże się z dłuższym odpoczynkiem bywalców parkietu od kupowania akcji. Statystyka co prawda nie do końca potwierdza istnienie takiej zasady, ale jeśli wczytać się w historię warszawskiej giełdy, to rzeczywiście latem nieco częściej ceny akcji spadają, a rzadziej rosną.
Póki co chyba nie ma sensu bawić się w giełdową futurologię. Próba wyjścia na niezbadane dotąd tereny inwestorom się co prawda nie powiodła, ale też nie ma mowy o głębszych konsekwencjach w postaci ostrej przeceny akcji. Mamy – którą to już w ostatnim czasie? – niezbyt dolegliwą korektę, po części zresztą wymazaną już przez piątkowe odbicie. WIG20 mógłby spokojnie spadać nawet do 3,6 tys. pkt., a i tak specjaliści od analizowania wykresów mówiliby tylko o zasłużonej korekcie po fali wzrostów. Pozostaje czekać na trwalszą poprawę nastrojów na giełdach światowych, która może nas skutecznie wyrwać z marazmu.