„Bankowcy przyznają, że dostają coraz więcej podań od kandydatów, którzy niedawno wrócili do kraju albo nadal pracują na Wyspach i szukają pracy w ojczyźnie. Większość to młodzi ludzie, którzy wyjechali zaraz po studiach i pracowali w administracji lub jako asystenci. Zdobyli trochę oszczędności, nauczyli się języka i teraz chcą wrócić do kraju, by rozpocząć karierę w swoim zawodzie.”, czytamy.
„Specjaliści od rekrutacji w Fortis Banku, Pekao czy Raiffeisenie szacują, że byli emigranci stanowią ok. 10 proc. zgłaszających się kandydatów do pracy. Wygląda na to, że najwięcej takich osób trafia do BZ WBK […]. Kilkanaście osób wzmocniło też zespoły nowych banków w Polsce, takich jak Alior Bank. Widać też, że niektórych instytucji Polacy wracający do kraju unikają – w PKO BP, Kredyt Banku czy ING Banku Śląskiego nie zauważono wzmożonego napływu podań od takich osób.”, czytamy dalej.
„Gazeta” pisze, że dla polskich pracodawców kluczowe jest wykształcenie. „- Jeżeli skończyłeś studia ekonomiczne, to pracę w banku znajdziesz – mówi jeden z […] rozmówców. Przyznaje jednak, że często trzeba ograniczyć oczekiwania finansowe. Bo byli emigranci chcieliby zarabiać przynajmniej 4-5 tys. zł na rękę. Tyle mogliby dostać na starcie na stanowiskach specjalistycznych, więc o nie zwykle się ubiegają. Natomiast w ocenie ekspertów od rekrutacji nadają się na stanowiska asystenckie lub sprzedażowe, gdzie wynagrodzenia są zdecydowanie niższe.”, pisze dziennik.
Tymczasem na ulicach miast przybywa placówek bankowych, a instytucje finansowe cały czas poszukują pracowników do nowych oddziałów. Tylko w pierwszym półroczu banki uruchomiły 450 placówek. Eksperci szacują, że bankowcy mają w planach budowę jeszcze co najmniej 1,5 tys. kolejnych oddziałów. Walka toczy się zarówno o atrakcyjne lokalizacje, jak również o najlepszych pracowników, którzy bardzo często podbierani są konkurencji.
Więcej na ten temat w dzisiejszym wydaniu „Gazety Wyborczej”.