Wczoraj w Polsce napłynęły dane o wzroście wynagrodzeń w lipcu, których tempo znów było dwucyfrowe (11,6% r/r), a to sygnał dla Rady Polityki Pieniężnej, że presja inflacyjna nadal może się utrzymywać (wzrost wynagrodzeń przekracza wzrost wydajności pracy, co skutkuje wzrostem jednostkowych kosztów pracy). Rynek polskiego długu wcale jednak nie zareagował na tę daną wzrostem rentowności, ale wręcz przeciwnie, rentowności obligacji spadły, czyli ceny wzrosły. W ostatnich dniach mamy silny trend wzrostowy polskiego długu, a jest to efektem w sporej mierze tego, iż znacznie osłabiła się polska waluta, co spowodowało, że ceny polskiego długu stały się bardziej atrakcyjne dla inwestorów zagranicznych, stad zakupy. Złoty dziś pozostaje stabilny i kosztuje 2,2750 USD/PLN oraz 3,34 EUR/PLN.
Na rynku za Oceanem, tematem numer jeden były znów plany pomocy finansowej Skarbu USA dla instytucji gwarantujących emisje obligacji hipotecznych Freddie Mac i Fannie Mae, być może nawet ich znacjonalizowania. To zła wiadomość dla dotychczasowych akcjonariuszy, gdyż taka operacja niechybnie wiązałaby się z rozwodnieniem akcjonariatu i dalszym spadku wartości akcji. Przy okazji wróciły obawy o całą kondycje sektora finansowego i indeksy amerykańskich rynków akcji zanurkowały. S&P500 spadł o 1,5% do 1278 pkt., a Nasdaq o 1,5% do 2416 pkt.
Widać także, iż w krótkim terminie nie działa mechanizm następujący: jeśli spada cena ropy, to kapitał spekulacyjny przerzuca się na rynki akcji. Niewątpliwie tańsza ropa to mniejsza presja kosztowa dla większości przedsiębiorstw notowanych na rynkach rozwiniętych, natomiast sam spadek cen ropy nie wystarczy aby popchnąć indeksy do góry. Wczoraj ropa spadała przez większą część sesji amerykańskiej, a dziś kosztuje lekko powyżej 112 dolarów za baryłkę. Potaniało także złoto (do 792,50 USD/oz.). Jedynie miedź, z głównych surowców, uchroniła się przed spadkami i kosztuje 7400 dolarów za tonę.
Przecenę ropy wspomagał umacniający się amerykański dolar, najdroższy od 20 lutego w stosunku do euro (obecnie 1,4655 EUR/USD). Jest to dosyć zaskakująca sytuacja na rynku walutowym. To, co jeszcze kilka miesięcy temu stanowiło bodziec do wyprzedaży dolara (plany pomocy finansowej dla amerykańskim instytucji finansowych to wzrost jego podaży), teraz wpisało się w krajobraz umocnienia amerykańskiej waluty.
Dziś w kalendarzu publikacji makroekonomicznych, o godz. 14.30 dosyć ważne dane z Ameryki: o inflacji PPI w lipcu oraz z rynku nieruchomości: o wydanych zezwoleniach na budowy domów oraz rozpoczętych budowach domów. Mniejszy spadek aktywności na rynku nieruchomości może posłużyć za dalszy wzrost wartości dolara, do 1,45 EUR/USD i/lub wzrostowej sesji na giełdach w Nowym Jorku. Wyższa od prognozowanej inflacja, może być pretekstem do wzrostu wartości dolara, ale już niekoniecznie do wzrostów kursów akcji. Wcześniej, bo o godz. 11.00, poznamy indeks zaufania inwestorów instytutu ZEW z największej gospodarki Eurolandu, Niemczech.
Bank Japonii pozostawił w nocy naszego czasu stopy procentowe na niezmienionym poziomie 0,5%, a główny indeks tokijskiej giełdy Nikkei zanotował 2,3% spadku.
