36 tys. pkt. – to granica o którą oparł się wczoraj WIG. Zarówno GPW jak i giełdy na świecie zdołały obronić się przed większą przeceną pozostawiając inwestorów w niepewności. Ci – będą czekać na dzisiejsze dane z USA.
Czwartkowa sesja to książkowe odreagowanie. Najmocniej zyskały indeksy małych i średnich spółek, które przedwczoraj traciły grubo ponad 4 procent. Wczoraj mWIG40 zyskał 1,2 proc., sWIG80 1,4 procent. Tymczasem WIG20 o połowę mniej. Także w Europie zyskiwały te giełdy, które w środę wraz z GPW traciły najbardziej: Czechy, Węgry i Rosja.
Odreagowanie wcale nie przyszło niespodziewanie – patrząc na wskaźniki techniczne można się było spodziewać, że w krótkim terminie ktoś zacznie kupować przecenione akcje. Wczorajszy wynik nie jest jednak na tyle przekonujący, aby zanegować ostatnie spadki. Inwestorom udało się je tymczasowo powstrzymać i na razie nic więcej nie możemy powiedzieć.
Idealnie obrazuje to WIG, który zatrzymał się dokładnie na linii 36 tys. punktów. Podobnie zresztą rzecz ma się z amerykańskim S&P500 – który bawi się w kotka i myszkę z poziomem 1000 punktów.
Inwestorzy szukają nowych bodźców, jednak rynek takowych im nie oferuje – ani tych pozytywnych ani też negatywnych.
Kluczowe w obecnej sytuacji mogą okazać się dzisiejsze dane z USA. Chodzi dokładnie o stopę bezrobocia w sierpniu. Ostatni, lepszy od oczekiwań odczyt tego wskaźnika, nieźle namieszał na rynku – tym razem może być podobnie. Jednak – o pozytywną niespodziankę będzie już trudno. Spodziewany poziom bezrobocia to 9,5 procent (poprzednio 9,4 proc.).
Mimo wyraźnie spadkowego tygodnia wciąż nie ma jasnych przesłanek do tego, aby już teraz zapowiadać dużą korektę. Jednak równocześnie rynek nie widzi powodów do wzrostów, a to z czasem może na tyle męczyć inwestorów, aby sprzedać akcje i przetrzymać pieniądze tymczasowo gdzie indziej – warto zauważyć, że wczoraj znów wzrosły ceny złota i są już bardzo blisko okrągłych 1000 dol. za uncję.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo