Indeksy na GPW spadały, podczas gdy Amerykanie cieszyli się, że ich przemysł zaczyna odżywać. Zainteresowaniem handlem w Warszawie było jednak znikome.
Warszawska giełda była wczoraj jedną ze słabszych w Europie. WIG20 stracił 0,82 proc., a WIG o 0,8 proc, podczas gdy notowania akcji na Starym Kontynencie raczej przybierały różne odcienie zieleni niż czerwieni. Z drugiej strony spadkom towarzyszyły naprawdę symboliczne obroty – 772 mln złotych, to niecała połowa obrotów uzyskiwanych w ostatnim czasie.
Najwyraźniej więc rodzimi inwestorzy czekają na większe ruchy ze strony globalnych inwestorów, pewną niepewność widać bowiem na większości zagranicznych indeksów. Tym europejskim pomagał wczoraj odczyt PMI dla przemysłu w styczniu, który wzrósł ciut więcej od oczekiwań do 52,4 punktów. Można założyć również, że odwilż przyniosło techniczne odbicie się euro względem dolara, co może być odzwierciedleniem nieco większego zaufania w stosunku do sytuacji w Grecji.
Giełdom w Europie wyraźnie pomogły dane z USA – tamtejszy indeksy mierzący koniunkturę w przemyśle publikowany przez instytut ISM wzrósł do 58,4 pkt. – najwyższego od sierpnia 2004 roku. Po jego składowych widać, że przedsiębiorstwa za oceanem dynamicznie odbudowują swoje zapasy, choć nie ma jeszcze szans na zatrudnianie nowych rąk do pracy.
Informacje te nie pomogły jednak GPW, które zareagowała wręcz odwrotnie niż inne indeksy. Być może niektórzy inwestorzy przestraszyli się rosnącego złotego, które wczoraj na chwilę przekroczył okrągły poziom 4 zł za euro. Nadmierna aprecjacja złotego może bowiem martwić giełdowych eksporterów.
Obawy może budzić także ogólna sytuacja giełd, abstrahując nawet od wczorajszych wzrostów np. w USA. Możliwy jest scenariusz, że przed nami początek nieco większej (10 -15 proc.?) korekty ubiegłorocznych wzrostów, która może być rozciągnięta w czasie i w ten sposób trudna do „wykrycia”. W perspektywie tygodnia nie widać sił, które mogłoby podnieść wskaźniki wyraźnie w górę – nawet piątkowe dane o PKB za IV kw. w USA nie utrzymały na dłużej większego optymizmu.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo