– Od ubiegłego miesiąca widać drapieżną politykę banków. W górę idą przede wszystkim opłaty za konta, przelewy, rosną ceny kredytów. Z drugiej strony banki obniżają w tym samym czasie oprocentowania kont oszczędnościowych i lokat, a nawet zwykłych ROR-ów – mówi Michał Macierzyński, analityk portalu finansowego Bankier.pl
Na podniesienie opłat za przelewy dokonywane w oddziale banku zdecydował się właśnie DB PBC. Posiadacz najpopularniejszego DB Konta zapłaci teraz za przelew 5 zł, czyli o 1 zł więcej niż dotychczas. Jeżeli zdecyduje się dokonać przelewu przez telefon, operacja będzie kosztowała go 3 zł, a nie jak do tej pory 2 zł. Podobnie jest w BZ WBK, który również podniósł opłatę za przelew w oddziale – z 4 do 5 zł, i Kredyt Banku, gdzie opłaty poszły w górę z 5 do 6 zł.
– Banki chcą ograniczyć drogą obsługę kasową. Podnosząc opłaty, zmuszają klientów do korzystania z tańszych kanałów elektronicznych – centrów telefonicznych i internetu – mówi Mateusz Ostrowski, analityk Open Finance.
Jednak, niestety, także ceny usług elektronicznych idą w górę. Jeszcze rok, dwa lata temu przelewy przez internet były bezpłatne. Większość banków rezygnowała także z daniny za prowadzenie kont w sieci, za to oprocentowanie pieniędzy na takim rachunku było zdecydowanie wyższe niż na tradycyjnym. Ale skończyło się. Kolejne banki zmieniają i te tabele opłat. Millennium np. wprowadził za przelew internetowy opłatę w wysokości 50 gr. Wcześniej operacje te były bezpłatne. Z kolei Inteligo (konto internetowe PKO BP) zmniejszyło oprocentowanie środków na rachunku z 0,3 proc. do 0,1 proc., a Toyota Bank z 3,5 proc. na 2,5 proc.
– Ale największe pole do popisów cenowych banki mają w przypadku kredytów konsumpcyjnych i linii kredytowych w kontach osobistych, a także kartach – mówi Michał Macierzyński. – Jeszcze rok temu była między nimi wojna na obniżki. Oprocentowanie i kredytów, i linii w większości banków wynosiło 14-15 proc. Teraz instytucje finansowe wywindowały je do 19-22 proc. – dodaje.
Podkreśla, że w górę poszły także wszelkiego typu kary, np. za opóźnienie w spłacie rat czy za wydawanie zaświadczeń. PKO BP np. za przekroczenie limitu kredytowego w karcie pobierze teraz 35 zł, o 20 zł więcej niż wcześniej. Za wydanie karty debetowej życzy sobie 20 zł, a nie 10 zł. Natomiast 50 zł, a nie 30 zł zapłacą teraz za wydanie dokumentów w tym banku klienci, którzy chcą przenieść kredyt do innego. Natomiast mBank i Nordea podniosły haracze za odnowienie linii kredytowej w koncie odpowiednio z 0,5 proc. do 1 proc. i z 1 proc. do 1,5 proc. od kwoty. Kredyt Bank za przyznanie takiego limitu liczy sobie już 1,99 proc. kwoty kredytu, jednak nie mniej niż 50 zł.
Banki chóralnie wprowadzane wyższe opłaty tłumaczą tym, że nie robiły tego od wielu miesięcy i teraz dostosowują je „do zmieniających się warunków rynkowych”. – W przeciwieństwie do konkurentów od dwóch lat nie podnosiliśmy opłat – tłumaczy Marek Ryczkowski z biura prasowego PKO BP. Przedstawiciele Kredyt Banku także tłumaczą, że nie robili tego od dawna.
– Wysokie marże to takie, które dają ekstrazysk po odliczeniu kosztów pozyskania pieniędzy. Biorąc pod uwagę cenę, jaką banki płacą za pozyskanie lokat, można śmiało stwierdzić, że oprocentowanie kredytów w tym roku będzie wysokie i niewykluczone, że w wielu instytucjach wzrośnie – uważa Bogusław Kott, prezes Millennium.
A klient? Przecież nie jest bezwolny. Tak jak podczas wyborów… może zagłosować nogami.
Beata Tomaszkiewicz, Łukasz Pałka