Spadek wartości naszej waluty to jednak nie tylko efekt osłabienia gospodarki, ale przede wszystkim manipulacji rynkowych. Ekonomiści zgodnie twierdzą, że niski kurs złotego wobec obcych walut leży w interesie banków inwestycyjnych oraz instytucji, które grają na opcjach walutowych.
W ciągu ostatnich pięciu dni euro zyskało do złotego ok. 3,7 proc., frank i dolar powyżej pięciu. Najkoszmarniejszy dla naszej waluty był czwartek. Przez chwilę płaciliśmy nawet za euro 4,24 zł, a franka powyżej 2,88 zł. Z tak niską wyceną naszego pieniądza ostatni raz mieliśmy do czynienia w 2005 r. – Złoty słabnie, bo wielu inwestorów gra na spadek jego kursu.
Są to przede wszystkim banki inwestycyjne wykorzystujące światowy kryzys, by poprawić swoje wyniki finansowe – mówi niezależny ekonomista Ryszard Petru. W grupie do tej pory bardzo aktywnych graczy na naszym rynku wymienia JP Morgan, Deutsche Bank, Goldman Sachs, Morgan Stanley. W ubiegłym roku pierwszy z nich stał za fiksingiem cudów, czyli gwałtownym skokiem indeksu WIG20 na zakończeniu sesji giełdowej. Ale nie wiadomo kto bawi się teraz zlotym.
– Na słabym złotym zależy także bankom posiadającym w swych portfelach opcje walutowe. Gdy kurs euro przebija kolejne granice – np. 4,2 zł, wystawiają oni firmom faktury do zapłacenia i czerpią wielomilionowe zyski, doprowadzając spółki niemal do bankructwa – wyjaśnia. Ale, jak podkreśla, nie wiadomo, jaka jest skala tych spekulacyjnych transakcji.
– Dopiero w maju i czerwcu wygasną wszystkie lub prawie wszystkie opcje walutowe i dopiero wówczas przestaną one mieć wpływ na rynek – mówi Marek Rogalski, analityk walutowy First International Traders DM.
Złoty słabnie również z powodu złych danych makroekonomicznych płynących z polskich spółek (produkcja i eksport) oraz z USA.
– To w znacznej mierze asekuracja – tłumaczy Rogalski. – Inwestorzy boją się, że w razie załamania rządy krajów o mniej rozwiniętych gospodarkach nie będą w stanie wyłożyć miliardów euro, jak to zrobiły np. Niemcy czy Wielka Brytania. Dlatego kryzys przeżywają wszystkie waluty regionu, w tym węgierski forint i czeska korona. Spekulanci grają nie tylko na osłabienie złotego, ale i innych walut państw regionu – mówi Marek Rogalski.
Jednak nie zawsze słaby złoty jest zły. Płaczą ci, którzy zaciągnęli kredyty we frankach czy euro, ale cieszą się eksporterzy. – Słaby złoty jest dla nich szansą na to, że sprzedaż za granicę spadnie mniej – mówi Wojciech Matysiak, ekonomista BGŻ.
Produkowane w Polsce artykuły spożywcze, pralki, cegły czy meble są obecnie bardziej konkurencyjne cenowo w stosunku do zachodnich, więc nasze firmy wygrywają z zachodnimi ceną. – Niektóre koncerny przenoszą część produkcji do Polski – mówi Marek Zuber, ekonomista Dexus Partners.
Argumentem za produkcją w Polsce są niższe niż na zachodzie koszty pracy oraz wysokie zaawansowanie technologiczne naszych fabryk. Np. zakłady wytwarzające sprzęt agd należą do najnowocześniejszych i najbardziej efektywnych w Europie.
Ostatnio uśmiechy na ustach odzyskali pracownicy olsztyńskiej fabryki opon Michelin: jeszcze w grudniu na kilka tygodni musieli iść na przymusowe urlopy, a teraz fabryka pracuje pełną parą, na trzy zmiany. – Za wcześnie na długofalowe deklaracje, ale produkujemy i obserwujemy sytuację – mówi Ewa Konopka, rzecznik prasowy firmy.
Wcześniej decyzje o przeniesieniu części produkcji do nas podjęły już m.in. elektroniczne koncerny Dell, Lenowo. Także spożywczy koncern Cadbury, który niedawno zwolnił 500 osób w Wielkiej Brytanii, w Polsce buduje nowe zakłady i rekrutuje pracowników.
Z kolei Agros Nova, jeden z większych rodzimych producent dżemów, soków i przetworów owocowych, przyznaje, że prowadzi rozmowy z Tesco na temat produkcji przetworów pod marką sieci na brytyjski rynek.
Jednak producenci zwracają uwagę, że pozytywny wpływ złotego będzie widoczny za kilka miesięcy. – Kontrakty podpisywane są na dłuższe okresy, cen nie zmienia się z dnia na dzień – mówi Joanna Bancerowska, rzecznik prasowy Agros Nova.
Beata Tomaszkiewicz, Joanna Pieńczykowska