W poniedziałek, po raz kolejny w ciągu ostatnich tygodni, wydarzenia na giełdzie w Szanghaju mocno szarpnęły notowaniami surowców i akcji na Wall Street. Spadek indeksów o 6 – 7 proc. spowodował małą panikę na rynku miedzi i ropy naftowej. O ile 4 proc. zniżki można nazwać małą paniką.
Po raz pierwszy z gwałtownym załamaniem trwającej od dziewięciu miesięcy silnej i konsekwentnej tendencji zwyżkowej na chińskiej giełdzie mieliśmy do czynienia pod koniec lipca. Wówczas indeksy Shanghai B-Share i Shanghai Composite, spadające w ciągu dnia nawet o 8 proc., znalazły obrońców. Skończyło się na przecenie o około 6 proc. Po tej jednorazowej panice ruch w górę był kontynuowany, choć złe wrażenie pozostało. Zaraz po tym wydarzeniu pojawiły się sprzeczne prognozy. Jedna mówiła o zagrożeniu poważniejszym załamaniem tamtejszego rynku, druga zaś przewidywała wzrost indeksów nawet o 35 proc. w ciągu 12 miesięcy. Na razie bliższa prawdy wydaje się ta druga. Sierpień potwierdził najgorsze obawy. W ciągu dwóch tygodni cała seria spadków sprowadziła w dół indeks Shanghai B-Share o około 15 proc., a Shanghai Composite o około 23 proc. Następujące po tym dynamiczne odreagowanie przywróciło wiarę optymistom, ale wczorajsza sesja być może ostatecznie ją pogrzebała. Co ciekawe, niemal natychmiast pojawiła się kolejna prognoza spadku chińskich indeksów o 25 proc. Jej autorem jest Andy Xie, były główny ekonomista rynków azjatyckich w Morgan Stanley. Gdy 19 sierpnia indeksy w Szanghaju zniżkowały o ponad 4 proc., mówił on o spadkach rzędu 10 proc. Smaczku sprawie nadaje fakt, że druga, bardzo optymistyczna prognoza, która pojawiła się dwa dni później, czyli 21 sierpnia, po tym, jak indeksy wzrosły o 4,5 proc., jest autorstwa Jerry’ego Lou, stratega … Morgan Stanley w Hong Kongu. Ciekawe, czy ten pojedynek na prognozy wygra były główny ekonomista, czy obecny strateg, zakładający 15 proc. wzrost w tym roku i 20 proc. w przyszłym. I ciekawe, czy za dwa dni poznamy jego ripostę na słowa Andy’ego Xie.
Nie smaczki są tu jednak ważne, ale to, co się obecnie dzieje na chińskiej giełdzie. Już drugi raz mocne spadki w Szanghaju przekładają się bezpośrednio i wyraźnie na notowania na Wall Street, a jeszcze bardziej na rynek surowców. Poniedziałkowa zbieżność ze spadkami w Szanghaju i sytuacją na Wall Street jest aż nadto wyraźna. Jeśli ktoś ma wątpliwości, to warto przypomnieć wydarzenia sprzed kilkunastu dni. Poprzednie tąpnięcie S&P500 z 14 sierpnia nastąpiło także po prawie 5 proc. spadku na giełdzie w Chinach. Trudno to określić mianem przypadku.
Zdecydowanie mocniej chińskie tsunami odbija się na sytuacji na rynku surowców. Co prawda 14 sierpnia kontrakty na miedź jeszcze zwyżkowały, pewnie w piątkowy wieczór inwestorzy trochę się zagapili, myśląc o weekendzie. Za to w poniedziałek, 17 sierpnia naprawili swoje niedopatrzenie prawie 3,5 proc. spadkiem notowań i nieco mniejszą poprawką we wtorek. Z niemal identyczną sytuacją mieliśmy w tym czasie do czynienia na rynku ropy naftowej. Jej cena spadła między piątkiem a poniedziałkiem o prawie 3,3 dolara na baryłce, czyli o 4,6 proc. Z nieco mniejszą korektą we wtorek. Wówczas cena zatrzymała się na poziomie nieco poniżej 67 dolarów za baryłkę. Po kilku dniach ropa znów była droższa o 7 dolarów.
Wczorajszy spadek indeksów w Szanghaju o 6 – 7 proc. spowodował niemal natychmiastową reakcję na rynku surowców. Cena ropy naftowej spadła o 4,3 proc., do poziomu niemal 69 dolarów za baryłkę, a kontrakty terminowe na miedź zniżkowały o 4 proc. Dziś rano mamy bardzo niewielkie odreagowanie wczorajszych spadków. Tym razem obyło się bez niewielkiej poprawki we wtorek. Nie ma jednak gwarancji, że nie pojawi się ona w najbliższych dniach, ani że będzie mała. Szanghaj dał nam chwilę odetchnąć. Dziś indeks Shanghai B-Share spadł o 0,04 proc., a Shanghai Composite wzrósł o 0,6 proc.
Roman Przasnyski
Źródło: Gold Finance